Na zgrupowaniu w Warszawie spotkał się pan z kadrowiczami pierwszy raz od finału mistrzostw świata. Jakie wrażenia?
Nie mamy teraz żadnych meczów o punkty, więc zgrupowanie przebiegało na luzie. Wszyscy się cieszymy, że mogliśmy się zobaczyć. To jedyny powód do radości, bo niepokojący jest stan zdrowia chłopaków. Jest sporo kontuzji - zapalenia barków, naderwania mięśni. To jest najgorętszy okres w sezonie. Nacisk na zawodników w klubach jest bardzo duży, każdy o coś walczy. Martwi mnie to, że za rok będzie tak samo, a my przecież będziemy wtedy tuż przed superważnym turniejem o awans do igrzysk. Strasznie obawiam się tego, że z powodu kontuzji wypadną mi z kadry czołowi gracze. A tylko przy optymalnym składzie będziemy mieli szansę na awans.

Reklama

Ale te obciążenia nie będą się zmniejszać, a wręcz przeciwnie.
Tak, słyszałem, że w przyszłym roku ma być inna formuła Ligi Mistrzów, bo europejska federacja (EHF) dąży do zwiększenia liczby spotkań. To jest chore! Ktoś powinien sobie zdać sprawę, że zawodnicy muszą też odpoczywać. To nie są maszyny. Marcin Lijewski ostatnie mecze grał na zastrzykach, bo jego klub walczył o finał Ligi Mistrzów. To jest jakieś szaleństwo. Nawet nie chcę wspominać, w jakim stanie fizycznym i psychicznym gracze wracali do klubów po mistrzostwach świata. I jak ja mam zmobilizować zawodnika do wysiłku w reprezentacji, jak mam siebie zmobilizować? A te leśne dziadki z EHF i IHF chcą jeszcze więcej meczów, jakieś ligi światowe, dodatkowe puchary. To ma być niby promocja piłki ręcznej. Ale co to za promocja, skoro poziom meczów się obniża, bo zawodnicy są zmęczeni. Nie ma się co dziwić, że w pewnym momencie zawodnicy mają dość tego sportu. Wkrótce dojdzie do tego, że najsilniejsze kluby się zbuntują i zaprotestują przeciwko zwalnianiu piłkarzy na kadrę.

Jako trener w SC Magdeburg ma pan na głowie przede wszystkim sprawy klubowe. Jak często myśli pan o reprezentacji?
Nie powiem, że codziennie, bo bym skłamał. Ale dwa, trzy razy w tygodniu rozmawiam telefonicznie z ludźmi ze związku, jestem też na bieżąco w kontakcie z kadrowiczami. A im bliżej zgrupowań reprezentacji, tym ten kontakt jest częstszy. Dostaję z Warszawy płyty z nagranymi meczami polskiej ekstraklasy, oczywiście ze szczególnym uwzględnieniem kadrowiczów. Mnie ten system pracy bardzo odpowiada.

Ostatnio wokół pańskiego klubu było trochę zawirowań. Odszedł menedżer, pojawiły się zarzuty o lewej kasie. Nie ma obawy, że zmiany w kierownictwie klubu spowodują utrudnienia w łączeniu obu funkcji?
Na pewno nie będzie żadnego problemu. Rozmawiałem z szefami klubu przed mistrzostwami i było jasno powiedziane, że jeśli coś osiągniemy, to pozostaję trenerem.

Reklama

Wkrótce zbliżają się dla Magdeburga decydujące mecze w Bundeslidze, finał Pucharu EHF, a kontuzjowany jest as drużyny Grzegorz Tkaczyk. Wystawi pan nie w pełni sprawnego zawodnika, ryzykując jego kontuzję i absencję w czerwcowych meczach eliminacji mistrzostw Europy z Holandią?
Nie będę ryzykować zdrowia Grześka. Wiadomo, że jest presja, różne naciski. Ale jak widzę, że z zawodnika nie ma na boisku pożytku, bo jest chory, to go zmieniam. Tak było w półfinale Pucharu EHF. Zdjąłem Grześka po dwóch minutach.

Podczas zgrupowania w Warszawie spotkał się pan z prezesem związku. O czym dyskutowaliście?
Rozmowy były momentami burzliwe, ale szczere. A chodzi mi cały czas o to samo - kiedy na naszych koszulkach pojawią się reklamy, jak wygląda sprawa finansowania z budżetu. Ja sobie zdaję sprawę, że rozmowy biznesowe się ciągną i potrzeba cierpliwości. Ale zawodnicy wiedzą też, na jakich zasadach reprezentują swój kraj Niemcy, czy Francuzi. I też chcą być podobnie traktowani, bo nie są słabszymi sportowcami. Ważne są też kwestie marketingowe. Do mnie, do zawodników zgłaszają się różni ludzie zainteresowani wykorzystaniem naszego wizerunku. Na razie to wszystko jest nieuregulowane. Chcemy uniknąć takich kontrowersji, jak sprawa Żurawskiego w reprezentacji piłki nożnej. Za takimi sprawami idą przecież pieniądze. Jeśli one trafią do związku, to bardzo dobrze, ale kadra też musi coś z tego mieć. Słyszę, że trzeba to jakoś połączyć z reprezentacją kobiet.Tymczasem, może to zabrzmi brutalnie, ale mnie nie obchodzi to, co się dzieje z reprezentacją kobiet. Tylko proszę tego nie odbierać jako arogancji. Oni mają swój sztab i powinni się martwić o siebie. Ale to my jesteśmy grupą, którą przyciąga sponsorów i pieniądze. To dzięki nam związek może teraz zarobić.

Jak wygląda obecnie kwestia pańskiego zatrudnienia w związku?
Ciągle pracuję na umowę zlecenie. Na razie do końca kwietnia. Nie mogę zawrzeć kontraktu, skoro ciągle nie wiadomo, jakim budżetem będzie dysponować związek. Ja ze swojej strony załatwiłem wszystkie formalności z urzędem podatkowym, ZUS-em itp. Czekam teraz na ruch związku.

Reklama

Po wicemistrzostwie kibice będą żądać zwycięstw w każdym meczu. Jesteście gotowi na taką presję?
Nie czujemy żadnej presji. Przecież jeżeli przegramy jakiś mecz w towarzyskim turnieju, to nic wielkiego się nie stanie, bo nie z takich meczów jesteśmy rozliczani. Mamy swoje cele - awans do mistrzostw Europy, jak najlepszy występ latem w Superpucharze w Niemczech, a potem mistrzostwa Europy. A celem najważniejszym jest turniej przedolimpijski. Cały czas powtarzam zawodnikom, czym są igrzyska. Ja już na nich byłem, wprawdzie nie z tym orzełkiem co trzeba, ale i tak wrażenia miałem niesamowite.

Czy po srebrnym medalu zauważył pan zmianę nastawienia Niemców w stosunku do pana?
Pierwsze tygodnie były niełatwe. Niemcy mają takie powiedzenia: „Neid muss man sich verdienen”. Co znaczy - na zazdrość trzeba sobie zasłużyć. My sobie zasłużyliśmy. Pojawiły się ataki na mnie, że wykorzystuję swoją pozycję dla wzmocnienia reprezentacji kosztem interesów klubu. Nie warto tego komentować, bo celem było osłabienie nas jako klubu - wiadomo zaczęła się Bundesliga. Im więcej niepokoju po naszej stronie, tym większa korzyść dla rywali. Poza tym były też próby zdeprecjonowania naszego sukcesu z reprezentacją. Ale to normalne, stosunki polsko-niemieckie są takie, a nie inne i wiadomo, że my się nigdy nie będziemy z Niemcami kochać.

Chciałby pan, żeby wszyscy kadrowicze występowali za granicą?
Tak, o ile będą podstawowymi graczami w dobrych klubach, będą mieli możliwość gry i warunki do rozwoju. Piłkarz musi na co dzień w klubie być na tyle dobrze przygotowany, żeby od razu mógł grać na poziomie reprezentacyjnym. Dla mnie wyjazd był marzeniem i celem. A jak słyszę zarzuty, że polska liga jest coraz słabsza, bo najlepsi wyjeżdżają, to odpowiadam: zróbmy taką ligę i stwórzmy takie warunki, żeby najlepsi nie musieli wyjeżdżać.

Jako trener nie ma pan długiego stażu.
Cały czas się uczę. Dużo jeszcze nie wiem. Nie wiem nawet do końca, jak to się stało, że myśmy ten medal zdobyli. A może coś można było zrobić, żeby finał wygrać na luzie? Każdy trening jest dla mnie nowym doświadczeniem i będę coraz lepszym szkoleniowcem. Tego jestem pewien.