Najlepszy z Polaków, Tomasz Marczyński z ekipy CCC jest siódmy w klasyfikacji generalnej.

Ponad 200 kilometrów, dziesięć premii górskich, bojowe nastroje na starcie - to wszystko zapowiadało ciekawą walkę na pierwszym z dwóch tatrzańskich etapów. Kolarze, których na Krupówkach żegnały tłumy kibiców, mieli do pokonania pięć długich rund wokół Zakopanego - przez Głodówkę, Bukowinę Tatrzańską i Poronin. Pod koniec pierwszej odjechali od peletonu Hiszpan Miguel Ayala, Białorusin Wasyl Kiryjenka, Ukrainiec Rusłan Pidgorny, Holender Albert Timmer i Mateusz Taciak z grupy CCC. Pod znakiem tej ucieczki upływały kolejne godziny.

Reklama

Na półmetku zostawił towarzyszy ucieczki Pidgorny, walczący o koszulkę najlepszego +górala+ i specjalną premię finansową dla zawodnika, który uzbiera najwięcej punktów na dwóch etapach w Tatrach. Ukrainiec utrzymał się na prowadzeniu do ósmej premii górskiej (160 km), po której doścignął go peleton.

Kolarze w zasadniczej grupie bardzo długo jechali spokojnie, a tempo wzrosło dopiero na ostatniej rundzie. Przed Poroninem zaatakował Marek Rutkiewicz. Jak się okazało, walczył o trzy sekundy bonifikaty za wygranie lotnej premii w tej miejscowości. Pozwoliło mu to awansować do drugiej dziesiątki w klasyfikacji generalnej. Przed etapem popularny +Rutek+ narzekał na sędziów, którzy w środę w Cieszynie po aptekarsku podzielili pierwszą grupę na dwie części i w ten sposób poniósł straty. "Przyjechałem kilkanaście metrów za Tomkiem Marczyńskim, a okazało się, że straciłem do niego siedem sekund. Czuję lekki niedosyt. W tym wyścigu różnice w klasyfikacji generalnej są zawsze niewielkie. Liczy się każda sekunda" - powiedział PAP Rutkiewicz.

Reklama

Tatry nie wymęczyły kolarzy. Pod Wielką Krokiew przyjechał duży peleton, liczący 60 zawodników, a skutecznym finiszem pod górę popisał się Sagan, którego dopingowali na mecie rodzice i liczni słowaccy fani. Na podium sympatyczny 21-latek z Żyliny został też ciepło przywitany także przez polskich kibiców.



Mimo dwóch kolejnych zwycięstw, Sagan ostrożnie ocenia swe szanse na wygranie wyścigu. "Zobaczymy jutro. Jutro będzie ciężki etap" - powiedział. Na pytanie, czy polskie góry są może zbyt łatwe skoro do mety dojeżdża peleton odparł: "Na świecie są trudniejsze, ale wszystko zależy od tego jak jedzie peleton".

Reklama

Tomasz Marczyński był na mecie zadowolony. "Wszystko na razie układa się zgodnie z planem. Etap ciężki, duże przewyższenia, ale jechaliśmy spokojnie i peleton bardzo się nie porwał. Udało się przyjechać z przodu, Marek Rutkiewicz zgarnął parę sekund na premii, więc możemy być zadowoleni" - powiedział podwójny mistrz Polski.

W piątek "królewski", najtrudniejszy i prawdopodobnie rozstrzygający etap, ze startem i metą w Bukowinie Tatrzańskiej, jeszcze dłuższy (207,7 km) i z czterema podjazdami na Gliczarów. W opinii wielu ekspertów będzie to najtrudniejszy etap w historii wyścigu, ale... wszystko zależy od tempa kolarzy.