"W niedzielę na dworcu kolejowym w Piotrkowie Trybunalskim zaczepiło mnie kilku chuliganów. Nawet nie wiem, jak zaczęła się szarpanina i nagle poczułem ból w plecach. Odzyskałem przytomność dopiero w szpitalu" - tak piłkarz wspomina wydarzenia na łamach "Super Expressu".

Reklama

Grzegorzewski zapewnia, że podczas scysji był trzeźwy i na pewno nie był incjatorem zajścia. "Policja mnie już przesłuchała. Słyszałem, że zatrzymali napastników" - dodaje piłkarz.

Na razie zawodnik Odry pozostanie w szpitalu - nie wiadomo, jak długo. Nie wiadomo również, kiedy będzie mógł wznowić przygotowania do rundy wiosennej. W obliczu tego, co się stało, co innego zaprząta jednak głowę napastnika. "Dźgnęli mnie tuż obok nerki" - powtarza Grzegorzewski i woli nie mówić głośno, jak mógł się skończyć tamten feralny dzień.