"Nie udawałem kontuzji. Ból w okolicach odcinka lędźwiowego pleców pojawił się na początku stycznia. Powiedziałem o tym trenerowi. Nie mogłem się ruszyć, tak mnie bolało. Mógłbym pojechać do Izmiru, tylko po co? Po pierwszej rozgrzewce nie dałbym rady podskoczyć" - wspomina Szymański.

Reklama

Co ciekawe, Lozano skreślił siatkarza, choć nikt go nie zbadał podczas zgrupowania w Spale. "Grzesiek nie był badany przeze mnie" - mówi "Faktowi" lekarz reprezentacji Wiesław Maroń. A drugi z lekarzy współpracujący z kadrą, Grzegorz Adamczyk, twierdzi: "Szymański ma problem z plecami i z pewnością nie symulował kontuzji".

Okazuje się jednak, że wszechwiedzący Lozano zna się na medycynie lepiej niż fachowcy. Wystarczy, że spojrzy głęboko w oczy... Tym razem jednak się pomylił!

Lekarze w Olsztynie zrobili Szymańskiemu badanie rezonansem magnetycznym. Wykazało ono, że siatkarz ma przepuklinę. Jedna uciska na nerw i to powoduje ogromny ból. "Organizm Grześka jest przeciążony. Nie było szans, by mógł grać w Izmirze. Ta choroba się nasilała. Dlatego dobrze, że wrócił do nas i rozpoczął fizykoterapię" - mówi klubowy lekarz Szymańskiego, Wojciech Remiszewski.

Gdyby Lozano częściej przebywał w Polsce, wiedziałby, że ten siatkarz od dawna ma problemy z plecami. Gdy grał w Częstochowie, również miał rezonans magnetyczny. Organizm był przeciążony i wówczas też zalecono mu odpoczynek. "Dlatego zabolały mnie słowa trenera Lozano. Zrobiono ze mnie uciekiniera. A przecież, gdy rok temu miałem problemy z kolanem i doktor Adamczyk zalecił mi przerwę, przyjechałem na zgrupowanie kadry i zasuwałem na treningach. Tak było przez trzy lata, a teraz nawet nie mam szans, by walczyć o igrzyska w Pekinie" - dodaje Szymański.