"W piętnastej minucie, po rzucie wolnym, Adam rzucił się do piłki i wyrżnął czołem w słupek. Zamarłem z wrażenia, bo padł jak ścięty. Pobiegliśmy natychmiast sprawdzić, co mu się konkretnie stało. Miał na czole guza wielkości piłki tenisowej! No czegoś podobnego w życiu nie widziałem. Najgorzej, że po chwili Adam zaczął tracić przytomność" - opowiada "Faktowi" trener młodych jagiellończyków Dariusz Bayer.

Reklama

Na szczęście był na miejscu lekarz, który udzielił piłkarzowi pierwszej pomocy. Karetka przyjechała dopiero 12 minut później. W szpitalu po badaniach głowy okazało się, że bramkarz Jagiellonii nie ma wstrząsu mózgu ani krwiaka, a jedyną "pamiątką" po sparingu jest potężny guz.

"Adam zadzwonił do mnie z domu w sobotni wieczór. Uspokoił, że wszystko jest O.K. Miał chłopak sporo szczęścia, bo w pierwszym momencie wyglądało to tak, jakby rozwalił sobie czaszkę. I on, i my najedliśmy się strachu" - mówi trener Bayer i dodaje: "Szczerze mówiąc, po tym nieprzyjemnym zdarzeniu chwilowo odechciało się grać moim zawodnikom. Nie chcę jednak w żadnym wypadku usprawiedliwiać naszej porażki 1:3". Rywalem jagiellończyków była trzecioligowa Freskovita Wysokie Mazowieckie.