"Pierwszy raz przyjechałem tutaj z kadrą juniorów w 1984 roku" - wspomina Michalczewski. "Potem często wracałem jako zawodowiec. Niemcom z grupy Universum tak się spodobały polskie góry, że przyjeżdżali tutaj beze mnie" - dodaje.
"Tygrys" na ring wraca po trzyletniej przerwie. Do walki z Ottke ma jeszcze trzy miesiące - odbędzie się ona 24 maja w Hanowerze. Ale już teraz ostro trenuje. "Codziennie biegam po trzy, cztery godziny. Tak się cieszę, że znów mogę wylewać z siebie poty w Zakopanem. To dużo lepsze niż siedzenie za biurkiem" - uśmiechnął się bokser i wybrał się na Kasprowy Wierch.
Gdy znalazł się na szczycie, cieszył się jak dziecko. "Nie spodziewałem się, że będę tak ciężko harować. Ale też nie myślałem, że tak dobrze to zniosę. Nie jestem gorszy niż kilka lat temu. Mam wprawdzie trochę więcej kilogramów, ale szybko to zrzucę" - obiecuje "Tygrys" "Faktowi".
Obaj bokserzy muszą przed walką mieć maksimum 85 kilogramów. Michalczewski musi zrzucić pięć, ale patrząc na to, jak ciężko trenuje, możemy być spokojni, że da radę. "Jest ze mną masażysta Krzysiek Busch, który specjalnie wziął urlop w Uniwersum, by znów mi pomagać. No i mam przy sobie ukochaną Basię. Z ich pomocą szybko schudnę. A do końca pobytu w Zakopanem jeszcze kilka razy zdobędę Kasprowy Wierch. Ta góra nigdy z mną nie wygrała" - śmieje się "Tygrys", który w Tatrach będzie do 7 marca.