Przed trzema laty Michael Delura przyjechał do Przasnysza na chrzest dwójki z ośmiorga dzieci swojej kuzynki. "Na chrzcie w kościele obiecał że kupi nam dom, bo mieszkaliśmy w piwnicy" - opowiada Marzena Tranczewska, siostra piłkarza.
"Michał nie mógł kupić domu na siebie, bo nie ma polskiego obywatelstwa. Kupił go na więc na swoją narzeczoną, mówiąc, że będziemy mogli tam mieszkać zawsze" - opowiada pan Andrzej, mąż Marzeny.
Tranczewscy szczęśliwi zaczęli remont. Wprowadzili się tam w czerwcu 2008 r. "I wtedy się zaczęło" - wzdycha pani Marzena. "Wysłałam mu SMS-a, że jesteśmy bardzo wdzięczni, za to, co dla nas zrobił. A on wtedy odpisał, że zmienił zdanie i mamy oddać klucze i szukać mieszkania w opiece społecznej. Świat nam się zawalił" - opowiada załamana.
Narzeczona Delury wystąpiła o eksmisję całej rodziny, której skończył się okres tymczasowego zameldowania w tym domu i sprawa znalazła finał w sądzie. W środę była pierwsza rozprawa. Tranczewscy są zrozpaczeni, bo włożyli w dom wszystkie swoje oszczędności. A teraz nie mają się gdzie podziać. "Obiecał nam, że nigdy nas nie zostawi. A teraz wyrzuca na bruk z małymi dziećmi" - płacze pani Marzena.
"Nie chcę tego komentować" - tyle tylko powiedział "Faktowi" Michael Delura.