Szmyd, jeżdżący we włoskiej grupie Liquigas, to jeden z najlepszych na świecie kolarskich pomocników. W Giro d'Italia pracował dla Ivana Basso, zwycięzcy Giro sprzed dwóch lat.
W polskiej kadrze jest jednak pomijany. W środowisku kolarskim głośno mówi się, że to polecenie szefa Polskiego Związku Kolarskiego.
Co takiego zrobił Szmyd, że podpadł Walkiewiczowi? "Mogę się tylko domyślać, że to cena za wywiady, jakich udzieliłem" - stwierdza kolarz.
Szmyd nie został zabrany już na igrzyska w Pekinie. Pretekst? Nie wystartował w mistrzostwach Polski. "Trener Wadecki był niezłym kolarzem i powinien mnie zrozumieć. Byłem wtedy mocny jak nigdy, przede mną był start w Tour de France i nie chciałem ryzykować jakiejś głupiej kraksy w Polsce" - tłumaczy się Szmyd.
"Sylwek nie pojechał w Pekinie, bo nie przyjechał na mistrzostwa Polski. Trenował wtedy w Karpaczu, 200 km od miejsca mistrzostw. Tłumaczył się startem w TdF, ale inni wielcy kolarze z Hiszpanii czy Włoch byli na krajowych mistrzostwach przed wyjazdem do Francji. Jego odmowa strasznie mnie wnerwiła. Wyszedłem na głupka przed związkiem, bo zapowiadałem, że cała kadra będzie na mistrzostwach" - odpowiada Wadecki.
Sylwester Szmyd to najlepszy polski kolarz. Jedyny, który znajduje się w światowej czołówce. Sukcesów Szmyda nie zauważa jednak trener kolarskiej reprezentacji Polski Piotr Wadecki. Mówi się, że Szmyd jest poza kadrą na polecenie szefa Polskiego Związku Kolarskiego, Wojciecha Walkiewicza. Dlaczego? "To cena wywiadów jakich udzieliłem" - przypuszcza kolarz.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama