To pierwsza wizyta "Bestii" w Polsce. Najbardziej niebezpieczny człowiek na naszej planecie - jak o Tysonie mówiono, gdy rozbijał wszystkich na ringu - miał być gościem gali bokserskiej organizowanej przez Tomasza Babilońskiego w ubiegłym roku.
Wpłaciłem zaliczkę, dokumenty podpisał pełnomocnik boksera Carl Holness, ale Tyson nie przyleciał na galę. Miałem już wydrukowane plakaty, zaproszonych gości. Co najgorsze, nie dostałem z powrotem zaliczki. Jestem do tyłu 60 tysięcy dolarów - mówi "Faktowi" Babiloński, prywatnie szwagier innego mistrza świata w boksie, Krzysztofa Włodarczyka. Jak trzeba będzie, to poproszę "Diablo" o pomoc w odzyskaniu pieniędzy - śmieje się Babiloński.
A tak na poważnie, to rozmawiałem z żoną Tysona. Obiecała pomoc. Liczę, że ma wpływ na "Bestię", choć obawiam się, że Mike po podpisaniu kontraktu reklamowego zupełnie o mnie zapomni - mówi szwagier Włodarczyka. Tyson przyleciał do Polski, by podpisać lukratywną umowę z producentem napojów energetycznych. Amerykanin został nową twarzą marki Black, za co wziął kilkaset tysięcy dolarów. Mimo to nie chce oddać należnego Babilońskiemu długu. To nie pierwszy Polak oszukany przez "Żelaznego Mike'a".
12 lat temu walczył z Andrzejem Gołotą. Po trzech rundach nasz bokser uciekł z ringu, bo - jak później opowiadał - nie chciał bić się z facetem, który atakował nieczysto. Okazało się, że Tyson był po sporej dawce marihuany i walkę uznano za nieodbytą.