Było to 10 czerwca, na 27. okrążeniu, kiedy Kubica próbował wyprzedzić jednego z rywali. Niestety, otarł się o jego bolid i uderzył w betonową ścianę z prędkością 250 km/h.

Reklama

Kubica miał masę szczęścia - z tego wypadku wyszedł jedynie ze skręconą kostką. "My w Polsce mówimy: co cię nie zabije, to cię wzmocni. Jeśli chciałbym żyć bezpiecznie, to zostałbym w domu, ale wtedy nie byłbym kierowcą wyścigowym" - mówił wtedy Kubica.

Mimo złych wspomnień nie boi się GP Kanady. "To wyjątkowy wyścig w bardzo fajnym mieście, a fani podchodzą do niego entuzjastycznie. Lubię tor w Montrealu, bo jest w nim dużo miejsc, w których musimy mocno hamować. Najważniejsze to utrzymywać dobrą linię jazdy i perfekcyjnie wyjeżdżać na prostą z wolnych zakrętów" - mówi na łamach gazeta.pl.