Rozmowy uczestników zawodów z przedstawicielami saudyjskiego rządu trwały cztery godziny. Organizatorzy zapewnili, że sytuacja jest już pod kontrolą. Po atakach paramilitarnych sił Huti zapaliły się dwa zbiorniki paliwa państwowego giganta naftowego Aramco, nie było ofiar. Ogromny pióropusz czarnego dymu unosił się nad miastem na wschód od toru, gdy pojazdy jeździły po nim w trakcie pierwszego piątkowego treningu.

Reklama

Obrona cywilna Arabii Saudyjskiej opanowała w sobotę pożar jednego z dwóch zbiorników paliwa, które zostały trafione po ataku rakietami jemeńskich sił Huti - podała saudyjska telewizja Al Arabiya. Kanał dodał, że nadal starano się gasić pożar w drugim zbiorniku magazynowym.

W swoim oświadczeniu kierowcy Formuły 1 napisali, że podczas piątkowego treningu, widząc dym, trudno było im zachować pełną koncentrację, gdy pokonywali ślepe, szybkie przejazdy i płaskie odcinki toru.

Być może trudno to zrozumieć komuś, kto nigdy nie jeździł bolidem F1 na tym szybkim i wymagającym torze w Dżuddzie. Naprawdę, ale widząc dym po tym incydencie, trudno było pozostać w pełni skoncentrowanym i nie mieć naturalnych ludzkich obaw - zgodnie przyznali kierowcy. Wezmą oni teraz udział w ostatniej sesji treningowej, a następnie w sobotnich kwalifikacjach. Szefowie drużyn pojawią się również na ich zwyczajowej konferencji prasowej.

Huti to jemeński ruch polityczno-militarny sprzymierzony z Iranem. Jego bojownicy w ostatnich tygodniach nasilili ataki rakietowe i dronowe na zakłady naftowe królestwa.

Sobotnie kwalifikacje zaplanowano na godz. 18 czasu polskiego.