To pierwszy medal polskiej reprezentacji w trwającej imprezie. Na skoczni w Zhangjiakou, gdzie z trybuny honorowej zawody oglądał prezydent Andrzej Duda, zwyciężył Japończyk Ryoyu Kobayashi, a drugie miejsce zajął Austriak Manuel Fettner.

Reklama

Po pierwszej serii Kubacki zajmował ósmą pozycję, ale skokiem na 103 m zdołał poprawić swoją lokatę. Uzyskał pół punktu przewagi nad Słoweńcem Peterem Prevcem, który zajął czwarte miejsce.

Emocje były stonowane, bo wiedziałem, kto jeszcze po mnie będzie skakał. Zdawałem sobie sprawę, że każdego z nich stać na medal. Oddałem dobry skok, ale gdzieś tam była nutka przekonania, że czwarte, piąte miejsce to będzie wszystko, na co to wystarczy. Wiedziałem, że jak Peter stówkę +przeniesie+, to nie będzie żadnych szans, bo Ryoyu miał jeszcze większą przewagę. Wydawało mi się, że +przeniósł+, i wtedy pomyślałem: jednak nie. A później to już euforia poszła lawinowo - relacjonował.

Puchar Świata

Przed styczniowym konkursem Pucharu Świata w Zakopanem Kubacki miał pozytywny test na COVID-19 i nie mógł wystartować. Jak twierdzi, przymusowa przerwa miała na niego dobry wpływ.

Najpierw opadły mi ręce, bo wcześniej nie dawałem trenerom mocnych argumentów, żeby na mnie stawiali w kontekście igrzysk, a potem to już było poza moją kontrolą. Ale cieszę się, że trenerzy mi zaufali. Paradoksalnie, dzięki tej przerwie mogłem trochę odpocząć od tego sezonu. Bardzo miło było spędzić czas z żoną i z dzieckiem, popatrzeć, jak ono się rozwija, złapać trochę radości i świeżości. Poza tym byłem zarażony, ale nie chory, mogłem normalnie realizować treningi siłowe, więc wiele nie straciłem. Później wróciłem na skocznię i jakość skoków była zupełnie inna - analizował.

To jego drugi olimpijski medal w karierze. Przed czterema laty w Pjongczangu również był trzeci - wraz z kolegami w konkursie drużynowym.