Wyczyn snajpera Trail Blazers robi wrażenie, choć jego osobisty rekord strzelecki był gorszy tylko o punkt i datował się na 8 listopada 2019. W poniedziałek Lillard trafił m.in. wszystkie 16 rzutów wolnych i aż 11 "trójek", co także jest najlepszym wynikiem w jego karierze i historii zespołu z Portland. Miał też 10 zbiórek i tylko trzech asysty zabrakło mu do tzw. triple-double.

Reklama

"Cieszę się z tych osiągnięć, choć szkoda, że nie przyznają za nie np. trzech zwycięstw, a tylko zwyczajowe jedno. Mam też nadzieję, że ktoś szybko poprawi moje rekordy, bo to będzie oznaczać, że wygrywamy" - podkreślił Lillard.

Dzielnie wspierał go Hassan Whiteside, który zakończył mecz z dorobkiem 17 pkt i 21 zbiórek.

W regulaminowym czasie bliżsi zwycięstwa byli goście, którzy w niczym nie przypominają drużyny grającej w pięciu ostatnich sezonach w wielkie finale NBA. Po dwóch rzutach wolnych Aleca Burksa 25 s przed końcem prowadzili 113:110, ale Lillard "trójką" doprowadził do remisu i dogrywki. W niej "Wojownicy" uzyskali nawet sześciopunktową przewagę, ale Anfernee Simons i znowu Lillard rzutami z daleka odrobili straty.

Reklama

Burks, który uzbierał 33 pkt w tym spotkaniu, dał jeszcze przyjezdnym nadzieję, ale później sześć punktów z wolnych zdobyli miejscowi.

Blazers, z bilansem 19 wygranych i 26 porażek, plasują się na 10. pozycji w Konferencji Wschodniej. Warriors (10-35) są obecnie najsłabszą drużyną ligi.

Na przeciwnym biegunie są koszykarze Milwaukee Bucks. W poniedziałek pokonali Chicago Bulls 111:98 i było to ich 39. zwycięstwo w sezonie, a siódme z rzędu. Przegrali dotychczas tylko sześciokrotnie.

Grecki lider gospodarzy Giannis Antetokounmpo miał 28 pkt, dzięki czemu przekroczył granicę 10 tys. w karierze, 14 zbiórek i 10 asyst, co złożyło się na czwarte tzw. triple-double w tym sezonie.

Jak przyznał, to był dziwny mecz, a on i koledzy byli nieco rozkojarzeni. "Przygotowania do wyjazdu do Paryża chyba nieco wybiły nas z rytmu. To jednak co innego niż podróż po USA. Trzeba spakować więcej rzeczy, ustalić pewne sprawy z rodziną, itp." - zaznaczył Antetokounmpo.

Bucks w piątek w stolicy Francji zagrają z Charlotte Hornets.

Reklama

Zespół z Milwaukee wyraźnie prowadzi w Konferencji Wschodniej, a drugie miejsce zajmują Miami Heat (30-13). Na kolejnych pozycjach są broniący tytułu Toronto Raptors (29-14) oraz Boston Celtics (28-14).

"Celtowie" w spotkaniu, które można określić "klasykiem NBA", rozgromili w poniedziałek 139:107 najlepszych na Zachodzie Los Angeles Lakers (34-9).

Gospodarze już do przerwy prowadzili różnicą 14 pkt, a później jeszcze wyraźniej dominowali.

Statystycy zwrócili uwagę, że Kemba Walker po raz pierwszy w karierze cieszył się ze zwycięstwa nad zespołem LeBrona Jamesa. Wcześniej obecny obrońca "Celtów", który tego wieczora zdobył 20 pkt, doznał 28 kolejnych porażek z ekipami z "Królem Jamesem" w składzie.

"Cieszę się, że wreszcie do dorwałem i zanim skończy karierę choć raz go pokonałem" - mówił po meczu z uśmiechem Walker. "1 do 28 to może nie wygląda najlepiej, ale może jeszcze uda mi się poprawić bilans. LeBron jest tak niesamowity, że trudno przypuszczać, kiedy znudzi mu się koszykówka" - dodał.

Jayson Tatum uzyskał 27 pkt dla Celtics, a Javale McGee z 18 był najskuteczniejszych wśród przegranych. James zdobył 15 pkt, miał też 13 asyst i siedem zbiórek, a wracający po kontuzji Anthony Davis dodał dziewięć punktów.

Jamesa w innym elemencie statystycznym dogonił też Russell Westbrook. Choć zespół Houston Rockets, barwy którego reprezentuje od tego sezonu, uległ we własnej hali Oklahoma City Thunder 107:112, to 31-letni zawodnik skompletował tzw. triple-double przeciw wszystkim 30 drużynom NBA. Przeciw swojemu niedawnemu zespołowi zdobył 32 pkt, miał 11 zbiórek i 12 asyst.

To jego ósme tzw. triple-double w sezonie, 146. w karierze i 42. okraszone uzyskaniem co najmniej 30 pkt.

Rockets (26-16) i Thunder (25-19) sąsiadują na szóstym i siódmym miejscu Konferencji Zachodniej.