Jakub Karolak, Lester Medford, Jamel Morris, Walerij Lichodiej i Dariusz Wyka – tak wyglądała piątka legionistów, która rozpoczęła to spotkanie. King od początku postawił na agresywną obronę nie zamierzając pozostawiać rywalowi dużo miejsca. Warszawianie zdobywali początkowo punkty wyłącznie z linii rzutów wolnych. Po celnym rzucie za trzy punkty było 11:4 dla Kinga. Takim samym trafieniem odpowiedział Lester Medford, ale szczecinianie raz jeszcze przymierzyli zza łuku. Gospodarze kreowali sobie pozycje rzutowe i dominowali w walce o zbiórki. Ta przewaga dała im prowadzenie 23:15 po pierwszej kwarcie.

Reklama

Drugą kwartę trafieniem zza łuku otworzył Cleveland Melvin. Odpowiedział udanym wejściem pod kosz Grzegorz Kulka, ale ciągle utrzymywało się blisko dziesięciopunktowe prowadzenie Kinga. Nie kleiła się gra warszawian po obu stronach parkietu. Dość powiedzieć, że legioniści nie zanotowali żadnej zbiórki w ataku podczas gdy King miał ich już siedem. Sześć minut przed końcem pierwszej połowy tablica wyników wskazywała prowadzenie szczecinian 35:19. Przerwa na żądanie trenera Wojciecha Kamińskiego wprowadziła nieco porządku w szeregach warszawian. Zza łuku trafił Walery Lichodiej, jednak wciąż zbyt często Zielonym Kanonierom przydarzały się faule w samych końcówkach akcji rywali, które skutkowały łatwymi punktami Kinga. Na półmetku starcia King prowadził 51:34.

Z nową energią do ataku ruszyli warszawianie, którzy szybko odrobili pięć punktów straty i dużo bardziej agresywnie zachowywali się w defensywie. Szczecinianie nie mieli odpowiedzi na dynamiczne akcje rywali i po niespełna trzech minutach gry w trzeciej kwarcie trener Ramirez poprosił o przerwę na żądanie przy wyniku 53:43 dla swojego zespołu. Nie przyniosło to skutku, po celnej „trójce” Jakuba Karolaka i Jamela Morrisa, King wygrywał już tylko 53:52. Warszawianie w końcu byli w swoim żywiole i kompletnie zdominowali szczecinian, którzy byli w coraz większych kłopotach. Oddech gospodarzom dały rzuty z dystansu Clevelanda Melvina i Jakuba Schenka. W ostatniej sekundzie tej części gry zza łuku trafił jeszcze Nick Neal i przed decydującą kwartą było 65:59 dla gospodarzy.

Reklama

Tookie Brown powiększył przewagę swojego zespołu, a Legia straciła skuteczność w ataku i popełniała straty. King miał sześć „oczek” zaliczki, ale stołeczna ekipa nieustannie napierała. Na pięć minut przed końcem ostatniej kwarty meczu za trzy trafił Walerij Lichodiej i na tablicy pojawił się rezultat 70:67 dla miejscowych. Wszystko wskazywało na niezwykle emocjonującą końcówkę starcia. Po raz kolejny z rogu trafił Dominik Wilczek co raz jeszcze dało Kingowi przewagę większą niż dwa posiadania. Do końcowej syreny pozostawały już tylko niespełna trzy minuty gry, Legia przegrywała 69:78. Końcówka spotkania to w dużej mierze rzuty wolne obu zespołów. Jakub Schenk nie pomylił się ani razu i dał szczecinianom prowadzenie 83:77. Ostatecznie gospodarze wygrali 88:81 i przedłużyli swoje szanse na awans do półfinału Energa Basket Ligi. Kolejny mecz tej pary ćwierćfinałowej już w czwartek, 8 kwietnia o 17:35.

King Szczecin – Legia Warszawa 88:81 (23:15, 28:19, 14:25, 23:22)
King: Tookie Brown 18, Dominik Wilczek 14, Cleveland Melvin 13, Maciej Lampe 13, Jakub Schenk 11, Michael Fakuade 5, Rodney Purvis 5, Mateusz Bartosz 4, Mateusz Zębski 3, Wojciech Czerlonko 2.Paweł Kikowski -, Zach Thomas
Trener: Jesus Ramirez, as. Maciej Majcherek
Legia: Jamel Morris 20, Walerij Lichodiej 17, Jakub Karolak 15, Lester Medford 12, Nickolas Neal 12, Dariusz Wyka 3, Grzegorz Kulka 2, Grzegorz Kamiński 0, Earl Watson 0, Adam Linowski 0., Benjamin Didier-Urbaniak -, Jakub Sadowski
Trener: Wojciech Kamiński, as. Marek Zapałowski