Nadkomplet publiczności w hali Legii, a przed obiektem fani w strefie kibica (był wystawiony telebim), obejrzał emocjonujące i zacięte spotkanie. Kibice, wśród których był prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, od pierwszej minuty dopingowali fantastycznie gospodarzy, witając między innymi owacją na stojąco wejście na parkiet amerykańskiego środkowego Adama Kempa, którego zabrakło z powodu kontuzji oczodołu (doznanej w spotkaniu z Anwilem w półfinale) w dwóch pierwszych meczach we Wrocławiu.

Reklama

Dobry początek w wykonaniu Legii i skutecznego Chorwata Jure Skifica dał stołecznej ekipie prowadzenie 10:6. Lider warszawiaków Robert Johnson bardzo agresywnie pilnował najlepszego w Śląsku Amerykanina Travisa Trice’a, który pierwsze punkty, i to rzutami wolnymi, zdobył dopiero w 6. minucie meczu.

Śląskowi to jednak nie przeszkodziło, by od połowy tej części zyskiwać minimalną przewagę, o czym decydowała lepsza obrona i skuteczny reprezentant Polski Aleksander Dziewa. Trafiał zarówno spod kosza, jak i za trzy punkty, i to po jego akcjach wrocławianie wygrywali 26:17 na 55 sekund przed końcem pierwszej kwarty. Legia cały czas zmuszona była gonić i odrabiać straty, co przychodziło jej trudno, bo rywale mieli przewagę pod tablicami. W pierwszych 20 minutach wygrali w tym elemencie 19:16, a w defensywie ograniczali mocno poczynania strzelców warszawiaków - Johnsona i Raymonda Cowelsa.

Trener stołecznej drużyny Wojciech Kamiński dokonywał często zmian, „szukając” jak najlepszej piątki na parkiecie. Jego vis a vis Słoweniec Andrej Urlep, pięciokrotny mistrz Polski (w tym cztery razy ze Śląskiem), przy linii ja zwykle się denerwował, mimo że jego podopieczni mieli przewagę. Bił jednak także brawo po zagraniach swojego lidera Trice’a, który potrafił znaleźć kolegów pod koszem nawet w największym tłoku i podać im w tempo piłkę. Po jego rzucie za trzy punkty Śląsk prowadził 42:33 na niespełna 100 sekund przed końcem drugiej kwarty.

W drugiej połowie kibice oglądali mecz praktycznie na stojąco. Ogromne emocje, walka nie tylko o każdy punkt, ale i metr parkietu, szczególne pod tablicami. Warszawiacy po rzucie za trzy punkty kapitana Łukasza Koszarka (pierwsze punkty w spotkaniu) i akcjach Johnsona oraz rzutach z dystansu Cowelsa nie tylko szybko odrobili straty, ale i uzyskali prowadzenie 51:50, 58:56, 61:58. Tę odsłonę legioniści wygrali 22:14 i po 30 minutach prowadzili 61:60.

Reklama

Wrocławianie, 17.krotni mistrzowie Polski, którzy na złoto czekają od 2002 r., bronili w ostatniej części bardzo agresywnie i to dawało im minimalną przewagę 70:65, 72:67, choć grali większą część czwartej kwarty bez liderów: Dziewy i Trice. Tego ostatniego udanie przez kilka minut zastępował młodszy brat D’mitrik, który trafił ważną „trójkę”. Gdy tylko Travis Trice pojawił się na parkiecie, na niespełna cztery minuty przed końcem meczu, zdobył punkty, a w kluczowej akcji, na 90 sekund przed końcem, podał do Dziewy. Ten zdobył dwa punkty i był faulowany, dokładając jeszcze jeden punkcik po rzucie wolnym.

Na 77 sekund przed końcem Śląsk prowadził 77:71. Legia odpowiedziała trafieniem Cowelsa zza linii 6,75 m (74:77), ale kolejne rzuty z dystansu Johnsona i Koszarka były już niecelne. Kontrą, zakończoną efektownym wsadem, sukces przyjezdnych przypieczętował Ivan Ramljak, najlepszy defensor sezon zasadniczego. Wrocławianie wygrali walkę pod tablicami 45:36 i mieli 21 asyst (Legia tylko 14). Lider legionistów Johnson zdobył co prawda 20 pkt, ale trafił tylko jeden z sześciu rzutów zza linii 6,75 m.

Trzeci mecz finałowy: Legia Warszawa - Śląsk Wrocław 74:81 (17:26, 22:20, 22:14, 13:21).

Stan rywalizacji play-off (do czterech zwycięstw): 2-1 dla Śląska. Kolejne spotkanie odbędzie się we wtorek także w Warszawie.

Legia Warszawa: Robert Johnson 20, Jure Skific 16, Raymond Cowels III 16, Muhammad-Ali Abdur-Rahkman 10, Dariusz Wyka 7, Łukasz Koszarek 3, Adam Kemp 2, Jakub Sadowski 0, Grzegorz Kamiński 0.

Śląsk Wrocław: Aleksander Dziewa 21, Travis Trice 15, Kerem Kanter 12, Łukasz Kolenda 9, Martins Meiers 8, D'mitrik Trice 7, Ivan Ramljak 5, Kodi Justice 4.