Do kraksy doszło 5 sierpnia w Katowicach. Tuż przed metą Jakobsen, spychany przez Groenewegena na prawą stronę jezdni, uderzył z ogromnym impetem w metalowe barierki i wyłamał je, zderzając się z sędzią obsługującym fotokomórkę. Został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej i przeszedł pięciogodzinną operację. Pod koniec listopada wrócił już do treningów na rowerze.
Sznur w skrzynce na listy
"Groźby były tak konkretne i poważne, że kilka dni po wypadku wezwaliśmy policję. Przez kilka kolejnych dni i tygodni policja stała przy naszych drzwiach. Nie mogliśmy sobie spontanicznie wyjść z domu. Dostawaliśmy do skrzynki ręcznie pisane listy, raz przyszedł nawet stryczek, na którym mieliśmy powiesić nasze dziecko" - relacjonował Groenewegen na łamach magazynu "Helden".
Kolarz teamu Jumbo-Visma przyznał, że takich wiadomości nie da się zignorować.
"To oczywiste, że to na człowieka wpływa. Przez głowę przechodzą najbardziej szalone myśli. W tym okresie wyjście z łóżka było wyzwaniem" - przyznał.
Za spowodowanie sierpniowego wypadku Holender został ukarany dziewięciomiesięczną dyskwalifikacją.