W sobotę przy Łazienkowskiej czas się cofnął. Tak z 10 lat, bo wtedy taktyka kopnij co sił do przodu, może ktoś z twoich kolegów trąci piłkę, inny celnie strzeli i będzie gol, miała swoich zwolenników. Legia grała archaiczny futbol i jeśli w sobotę przy Łazienkowską przyjechałaby lepsza od Śląska drużyna, już do przerwy byłoby po meczu. Jedynym pomysłem było kopanie piłki do przodu i liczenie na cud. Bo wygranie pojedynku z obrońcami Śląska przez Fangzhuo Donga właśnie z cudem graniczyło. Te bezmyślne tzw. długie piłki to jest właśnie sposób Białasa na ofensywną Legię.
- Przeciwko tak słabej Legii jeszcze nie grałem - to opinia Vuka Sotirovicia. Serb trafił w sedno, bo rzeczywiście takiego chaosu dawno przy Łazienkowskiej nie widziano. Dla Śląska to cenny punkt, ale nie wystawiający zbyt dobrej opinii tej drużynie, bo oni już nigdy mogą nie mieć takiej szansy na wygranie w Warszawie. Wystarczyło pomyśleć, rozegrać, czymś zaskoczyć zdezorientowanych legionistów. Nie umieli tego zrobić. Trener Tarasiewicz zarzekał się, że nikt z zarządu nie rozmawiał z nim o jego przyszłości. Ma ogromny kredyt zaufania, ale wszystko kiedyś się kończy, o czym przekonał się jego przyjaciel Urban. Urban, za którym piłkarze w Warszawie już zaczynają tęsknić.
p