Po co tracić czas, krążąc po uliczkach, zatruwać powietrze spalinami i denerwować się, mijając kolejne poupychane na miejscach parkingowych samochody? Dziekanowski w ostatnim czasie przeżył tyle nieprzyjemnych zdarzeń, że na więcej stresu nie ma już ochoty. Były znakomity piłkarz i asystent selekcjonera reprezentacji, który miał do załatwienia pilną sprawę przy warszawskim Placu Trzech Krzyży, nie przejmował się więc brakiem miejsca dla jego mercedesa.

Reklama

Jak kiedyś obrońców w polu karnym, zaskoczył przechodniów i innych kierowców zwodem. Przednimi kołami swojej samochodu wjechał na chodnik i uznał, że to wystarczy, by uznać auto za zaparkowane poprawnie. A że ponad połowa prawie 5–metrowej limuzyny stoi na ulicy i blokuje wyjazd? Kto by się tym przejmował. W końcu zostawiony za plecami obrońca już nie jest groźny...

Tym razem bezrobotnemu od dłuższego czasu trenerowi się upiekło. Jego luksusowe auto stało porzucone na ulicy przez 10 minut, ale "Dziekan" nie dostał mandatu od Straży Miejskiej ani nie musiał przepraszać nikogo za zatarasowanie przejazdu. Były król strzelców polskiej ligi ma za to spore szanse na zwycięstwo w trwającym bezustannie w internecie plebiscycie na łosia miesiąca, jak niektórzy nazywają kierowców parkujących bezmyślnie i niezgodnie z przepisami - komentuje "Fakt".