Najsłynniejszy gol samobójczy to pokonanie własnego bramkarza przez Kolumbijczyka Andreasa Escobara. Miało to miejsce podczas finałów mistrzostw świata w 1994 roku. Bramka zdecydowała o porażce Kolumbii z USA 1:2 i odpadnięciu drużyny z południowej Ameryki z mundialu.

Gol miał tragiczne konsekwencje dla Escobara. Kilka tygodni po mistrzostwach został zamordowany. Istnieją dwie wersje śmierci piłkarza. Pierwsza to zemsta mafii narkotykowej, które obstawiła zdobycie przez Kolumbię mistrzostwa świata. Druga mówi o morderstwie przez fanatycznego kibica. Sprawa do dziś nie została wyjaśniona.

Śmiercią grożono także polskiemu bramkarzowi Januszowi Jojce. W 1986 roku w meczu barażowym pomiędzy Ruchem Chorzów i Lechią Gdańsk, Jojko jakimś sposobem wrzucił piłkę do własnej siatki. Ruch przegrał 0:1 i spadł do drugiej ligi.

Jojko nie był jedynym golkiperem, który tak niefortunnie wyrzucał piłkę spod własnej bramki. Podobnym osiągnięciem może się pochwalić Norweg Bjarte Flem. Były bramkarz Tromsoe IL wpakował piłkę do własnej siatki w meczu z Sogdnal IL w 1988 roku. Tak to zrobił. Mecz był transmitowany na żywo przez telewizję i potem cała Norwegia się z niego śmiała. Bjarte Flem stał się w Skandynawii synonimem beznadziejnego bramkarza.

Tak samo jak w Wielkiej Brytanii Gary Sprake. W 1970 w finale FA Cup pomiędzy Leeds United, a Chelsea Londyn. Sprake najpierw w kapitalnym stylu obronił strzał słynnego Jackie Charltona, a jak już złapał piłkę, to ją wrzucił do własnej bramki. Śmiechu było co niemiara.

Zresztą bramkarze potrafią czynić cuda, nawet nie dotykając piłki. W meczu Aston Villi, Olof Mellberg wyrzucił piłkę z autu. Chciał podać do bramkarza, Petera Enckelmana. Golkiper zapomniał jej złapać i ta wpadła do bramki w taki sposób.

W podobny sposób interweniował angielski bramkarz David Robinson w eliminacjach do mistrzostw Europy 2008. W meczu z Chorwacją, Gary Neville chciał podać do kolegi z zespołu. Podanie nie było za silne. Piłka turlała się po trawie. Robinson wziął zamach, żeby ją wybić, ale skiksował. Piłka odbiła się na kępce trawy, przeleciała nad nogą bramkarza i wpadła do siatki. Anglia przegrała 0:2. Tak to wyglądało Trafienie zaliczono bogu ducha winnemu Neville'owi.

Do legendy przeszedł gol włoskiego piłkarza Nicoli Caricola. Włoch dał popis w 1996 roku w inaugurującym meczu ligi Major League Soccer. Obrońca New York Metro Stars wpakował piłkę do własnej siatki. Jego zespół przegrał z New England Revolution 0:1. Potem drużyna długo nie mogła nic wygrać. Uznano, że Caricola zauroczył drużynę. Zaczęto mówić, że to "klątwa Caricoli".

W swoim debiucie w zespole Realu Madryt gola samobójczego strzelił pozyskany z Newcastle United, Jonathan Woodgate. Anglik długo musiał czekać na debiut, bo ciągle był kontuzjowany. Ale jak już zagrał to najpierw pokonał własnego bramkarza, a potem jeszcze wyleciał z boiska z czerwoną kartką. To był jeden z najgorszych debiutów w historii futbolu.

Wyjątkowym osiągnięciem może się również pochwalić Stan van den Buijs z Germinal Ekeren. W sezonie 1995-96 jego drużyna przegrała z Anderlechtem Bruksela 2:3. Wszystkie trzy gole dla Anderlechtu strzelił nie kto inny jak właśnie van den Buijs.

Ale trzy bramki samobójcze to jeszcze nic. 10 czerwca 2006 roku w meczu ligi malgaskiej, zespół AS Adena wygrała z SOE Antananarivo 149:0. Wszystkie bramki strzelili piłkarze SOE. Chcieli w ten sposób zaprotestować, przeciwko sędziemu, który skrzywdził ich w poprzednim meczu.

Mniej bramek padło w meczu ligi angielskiej pomiędzy Aston Villą, a Leicester City w marcu 1976 roku. Spokanie skoczyło się remisem 2:2, a wszystkie bramki zdobył Anglik Chris John Nicholl. Dwa razy trafił do siatki przeciwników, dwa razy do własnej.

Także cztery bramki padły w meczu Sunderland FC z Charlton Athletic w lutym 2003 roku. Trzy bramki zdobyli piłkarze Sunderlandu i... przegrali 1:3, bo dwoma "swojakami" popisał się obrońca Michael Proctor.

Ale bramki samobójcze w tym meczu były jeszcze dość przypadkowe, a piłkarze czasem potrafią z zrobić z "samobója" prawdziwą sztukę. Djimi Traore chciał się popisać niecodzienną techniką i zaczął się kiwać w polu karnym w meczu Liverpoolu. Tak się zaplątał, że wpadł z piłką do własnej bramki.

Ostatnio "karierę" w internecie robi trafienie Chrisa Brassa. W sezonie 2005-06 w meczu swojej drużyny Bury z Darlingtonem strzelił najdziwniejszego gola samobójczego. Brass chciał wykopać piłkę z własnego pola karnego. Ale kopnął tak niefortunnie, że trafił się w twarz i odbita piłka wpadła do siatki. Żeby było śmieszniej Chriss Brass złamał sobie w tej interwencji nos. Zresztą sami zobaczcie.