A to, że je poniesie jest niemal pewne. To oznacza, że bandyci "pójdą w skarpetkach", bo odszkodowania będą liczone w milionach złotych. Część złapanych w Wilnie chuliganów została już osądzona przed litewskim wymiarem sprawiedliwości. Ale nasi sąsiedzi potraktowali zwyrodnialców w szalikach Legii bardzo łagodnie. Większość z 30 zatrzymanych bandziorów dostała pouczenie, a kilku zapłaci niewielkie grzywny w granicach od 100 do 300 złotych. Tylko dwóch bandziorów trafiło za kratki, gdzie spędzą od 10 do 15 dni.
Na szczęście nie oznacza to, że bandytom się upiecze. Dopiero w Polsce czekają ich znacznie bardziej dotkliwe kary. Klub z Łazienkowskiej zamierza wystąpić na drogę sądową przeciwko wszystkim zidentyfikowanym bandytom, którzy brali udział w zajściach na stadionie w Wilnie. "Nie damy się sterroryzować grupie chuliganów" - zapowiada członek zarządu warszawskiego klubu Jarosław Ostrowski.
Wczoraj z Wilna wróciła do Polski specjalna grupa operacyjna Komendy Stołecznej Policji. "Oni dostaną materiał filmowy zrobiony przez stronę litewską, na podstawie którego będziemy identyfikować sprawców zamieszek" - mówi "Faktowi" rzecznik warszawskiej policji podinspektor Mariusz Sokołowski.
W walkę ze stadionowym bandytyzmem zaangażowało się także Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. "Z otwartymi rękami przyjęliśmy deklarację władz Legii o chęci rozprawienia się z chuligaństwem. Kiedy tylko zostaną zidentyfikowani sprawcy awantury na Litwie, przekażemy ich listę do klubu" - twierdzi rzecznik MSWiA Michał Rachoń.
Kary muszą być tak surowe, żeby bandytom nigdy więcej nawet nie przyszło do głowy wszczynanie awantur. Muszą oddać Legii co do grosza za straty, jakie poniesie warszawski klub. A jeśli Legia przez nich zostanie na kilka lat wykluczona z europejskich pucharów, to będą takie kwoty, że chuligani nie wypłacą się do końca życia.