Do sobotniego spotkania piłkarze Śląska mieli prawo przystępować w dobrych nastrojach. Odkąd drużynę przejął trener Orest Lenczyk wrocławianie jeszcze nie przegrali, a w ostatnim meczu pokonali na wyjeździe GKS Bełchatów (0:1). W zespole zabrakło jedynie kontuzjowanego Cristiana Diaza oraz pauzującego za kartki Krzysztofa Wołczka. Górnik przyjechał do Wrocławia z bagażem dwóch meczów bez zwycięstwa, a trener Adam Nawałka nie mógł skorzystać m.in. z kontuzjowanych Piotra Gierczyka i Grzegorza Bonina.

Reklama

Gospodarze już w 4. minucie mogli objąć prowadzenie. Po błędzie Sebastiana Nowaka piłkę przejął Sebastian Mila, ale z ostrego konta trafił w słupek. Chwilę później goście nie mieli już tyle szczęścia. Po dośrodkowaniu Mili na bramkę uderzał Piotr Celeban, Nowak zdołał obronić strzał, ale przy dobitce Przemysława Kaźmierczaka był już bezradny.

Goście nie zdążyli jeszcze ochłonąć, a już przegrywali 2:0. Waldemar Sobota przebiegł z piłką ponad 30 metrów, prostopadle podał do wychodzącego na czystą pozycję Vuka Sotirovica, a ten mając przed sobą tylko bramkarza zdobył swoją 4. bramkę w tegorocznych rozgrywkach. Zabrzanie starali się atakować, ale grali całkowicie bez pomysłu, a pierwszy strzał na bramkę rywali zdołali oddać po blisko pół godzinie gry. Śląsk tymczasem nie zwalniał tempa. Jeszcze przed przerwą szansę na podwyższanie wyniku mieli m.in. Sobota i Kaźmierczak.

Po zmianie stron goście zaatakowali nieco śmielej. W 47. minucie w dobrej sytuacji znalazł się Aleksander Kwiek, ale Marian Kelemen odważnym wyjściem z bramki zażegnał niebezpieczeństwo. W odpowiedzi groźnie na bramkę Górnika uderzał Celeban i od tego momentu gospodarze ponownie przejęli inicjatywę. Goście nie rezygnowali. Kwadrans przed końcem znakomitym uderzeniem z dystansu popisał się Tomasz Zahorski, ale wyciągnięty jak struna Kelemen zdołał sparować piłkę na rzut rożny.

Reklama

Pięć minut później było już jednak 3:0 dla Śląska. Mila dośrodkował z rzutu rożnego, a w polu karnym najwyżej wyskoczył Celeban i strzałem głową pokonał Nowaka. Chwilę później po rzucie wolnym Mili, w ogromnym zamieszaniu, leżąc na murawie ten sam obrońca wrocławskiego zespołu ustalił wynik spotkania