Z naszej ekstraklasy można było dotychczas ewentualnie trafić do klubu zagranicznego, ale dotyczyło to raczej piłkarzy, a i to nielicznych. O trenerów z Polski nie pytał pies z kulawą nogą, nie licząc epizodów w lidze cypryjskiej zaliczonych choćby przez Jerzego Engela czy Janusza Wójcika oraz w sumie nieudanego niedawnego mariażu Henryka Kasperczaka z grecką Kavalą. Dlatego zwrócenie uwagi Żiliny na osobę Michniewicza, ciągle młodego i ambitnego szkoleniowca, należy przyjrzeć się z zainteresowaniem.

Reklama

Klub zza południowej granicy naszego kraju ma duże ambicje. W zeszłym sezonie grał w fazie grupowej Ligi Mistrzów i po zasmakowaniu w europejskich salonach, chciałby tam jak najszybciej wrócić. Droga do tego celu jest jednak wyjątkowo kręta. Trzecie miejsce w słowackiej lidze w poprzednim sezonie uznano za porażkę, a czarę goryczy przelał pierwszy mecz II rundy eliminacyjnej Ligi Europy, przegrany przez Żilinę na wyjeździe z islandzkim KR Reykjavik 0:3.

Wynik ten kosztował posadę trenera Pavla Hapala, którego póki co zastąpił tymczasowo Lubomir Nosicky, pracujący dotychczas w klubie z młodzieżą. Jeśli wyeliminuje Islandczyków w rewanżu, być może zachowa posadę. Jednak właściciel Żiliny Jozef Antosik zagiął parol na Michniewicza, zapraszając polskiego trenera nawet na Słowację. "Słyszałem coś o zainteresowaniu tego klubu, ale podchodzę do tego bardzo spokojnie" - skomentował sprawę Michniewicz, który dopiero co wrócił ze stażu w Borussii Dortmund.

>>>Czytaj także: Horror znanej pływaczki