Mecz pozostających bez zwycięstwa zespołów T-Mobile Ekstraklasy Lechii z ŁKS obejrzało na PGE Arenie Gdańsk 22 706 osób. Dla porównania - podczas inauguracyjnego spotkania na tym stadionie z Cracovią na trybunach zasiadło 34 444 widzów.

Reklama

W Lechii zagrał już kapitan Łukasz Surma, który z powodu czerwonej kartki otrzymanej w inauguracyjnym spotkaniu z Polonią w Warszawie musiał pauzować w dwóch ostatnich meczach. Natomiast z powodu urazu kostki nie jest w pełni sił stoper Krzysztof Bąk. Największym osłabieniem była jednak absencja kontuzjowanego Abdou Traore.

Z kolei w ŁKS trener Dariusz Bratkowski, po wpuszczeniu 11 goli w trzech spotkaniach, zdecydował się posadzić na ławce bramkarza, prawie 37-letniego Bogusława Wyparłę, którego zastąpił 16 lat młodszy Czarnogórzec Pavle Velimirović. Miejsce w podstawowym składzie stracili także doświadczony stoper Marcin Adamski oraz Marcin Smoliński. Zastąpili ich Sebastian Szałachowski oraz były piłkarz Lechii Marcin Kaczmarek.

Reklama

Łodzianie nie tylko przegrali trzy pierwsze spotkania, ale również nie zdołali strzelić w nich gola - bramkowy bilans 0:11. W Gdańsku goście nie zrobili wiele, aby poprawić ten dorobek - w całym meczu zawodnicy ŁKS oddali zaledwie jeden celny strzał. Z drugiej strony wyjątkowo defensywnie nastawieni zawodnicy beniaminka dopięli swego - nie stracili bramki i wywalczyli pierwszy w tym sezonie punkt. Aczkolwiek styl w jakim to osiągnęli z pewnością pozostawia wiele do życzenia.

Po wyrównanym i niemrawym początku, zaznaczyła się przewaga gospodarzy. Pierwsza groźna akcja miała jednak miejsce dopiero w 26. minucie, kiedy po zagraniu z prawej strony Ivansa Lukjanovsa minimalnie niecelnie uderzył Surma. Za chwilę dwa razy po strzałach Piotra Wiśniewskiego piłka przyszła tuż obok bramki ŁKS. Z kolei w 32. minucie po błędzie Velimirovicia dogodnej okazji nie wykorzystał Fred Benson.

Zawodnicy ŁKS mogli pochwalić się tylko rajdem w 37. minucie Marka Saganowskiego i zblokowanym uderzeniem Marcina Mięciela.

Reklama

Z jeszcze większym animuszem rozpoczęli gdańszczanie drugą połowę. Najpierw przed szansą stanęli Wiśniewski i Piotr Nowak, a później niezbyt pewnie broniącego Velimirovicia starali się niepokoić z dystansu Wiśniewski, Lukjanovs oraz Mateusz Machaj. Bliski szczęścia był także w 65. minucie Nowak - tym razem golkiper ŁKS spisał się bez zarzutu.

Momentami łodzianie bronili się rozpaczliwie. Wśród gości starał się zagrażać bramce gospodarzy jedynie Mięciel, który piłkarską karierę rozpoczynał właśnie w Lechii, ale osamotniony nie był w stanie wiele zdziałać. Trzy punkty mógł jeszcze zapewnić gospodarzom pod koniec spotkania rezerwowy Aliaksandr Sazankow. W 84. minucie Białorusin skiksował, a w doliczonym czasie gry piłka po jego główce przeszła obok słupka. Po spotkaniu piłkarzy obu zespołów pożegnały solidne gwizdy