Podczas Euro kibice liczą, że na pana efektowne rajdy po skrzydle.
Dam się z siebie wszystko. A szybkość mam nadal taką jak trzeba.
W Borussii jest ktoś szybszy od pana?
Nikt nie ma ze mną szans. W poprzednim sezonie najszybszy był mój paragwajski kolega Nelson Valdez, ale jak ja przyszedłem został wicemistrzem.
Z szybkością jest w porządku, z siłą też pewnie nie ma pan kłopotu. W końcu bierze pan na klatę 120 kilogramów.
To muszę sprostować, bo biorę 100. 120 dźwiga nasz napastnik Delron Buckley. W tej konkurencji jestem drugi w Borussii. Ale przecież w piłce nie chodzi o siłę rąk tylko nóg. A nad tym po kontuzji pracuję. Po treningach odpowiednimi ćwiczeniami wzmacniam mięsień dwugłowy.
Kiedy przyjeżdża pan do Polski?
W poniedziałek. Mam mnóstwo spraw do załatwienia. Chcę też troszkę odpocząć. W czwartek mam zameldować się w Niemczech i będę żyć wyłącznie mistrzostwami Europy. Dla mnie ta impreza to naprawdę wielka sprawa.
Leo Beenahkker pominął przy powołaniach Artura Wichniarka i Łukasza Piszczka. Czyżby nie cenił Bundesligi?
Dlaczego? Jestem ja, jest Jacek Krzynówek.
Pan był pewny, że znajdzie się w kadrze.
Zawsze tuż przed ogłoszeniem ważnych decyzji jest dreszczyk emocji, ale podchodziłem do tego spokojnie. Nie podniecałem się tym, przecież na powołania nie miałem najmniejszego wpływu. Na boisku wzystko zależy ode mnie. Staram się udowodnić, że zasługuję na zaszczyt bycia reprezentantem Polski, bo jeszcze niedawno o czymś takim nawet nie marzyłem.
Były świetny piłkarz Matthias Sammer twierdzi, że Polacy wyjdą z grupy w mistrzostwach. No i bardzo chwali pana.
Miło, że człowiek, który tyle osiągnął w piłce docenia to, co robię. Nawet, gdyby miał jakieś zastrzeżenia to przyjąłbym je z pokorą, bo to był klasowy piłkarz. Gorzej gdy za ocenianie zabiera się jakiś dyletant.
Lothar Matthaeus twierdzi z kolei, że jesteśmy bez szans w mistrzostwach.
Spokojnie czekam na mecz z Niemcami. Nie ma czego się bać. A takie gadanie jest kompletnie bez sensu. To jak z bokserami, którzy przed walką opowiadają, czego to oni nie zrobią przeciwnikowi, a po pojedynku jeden musi się wstydzić wcześniej wypowiedzianych słów. Nie przejmujmy się gadaniem. Wszystko wyjaśni się na boisku w Klagenfurcie.
Trener Niemców Joachim Loew zaskoczył wszystkich swoimi powołaniami. Wziął nawet piłkarzy z drugiej ligi. U nas to nie do pomyślenia.
Ale druga liga niemiecka jest delikatnie mówiąc trochę mocniejsza od naszej. Niespodziewane powołania dotyczą głównie młodych piłkarzy. Euro jest wspaniałą promocją i nauką. Można się pokazać. Prawdę powiedziawszy to powołania w niemieckiej reprezentacji mało mnie obchodzą...
Drugich lig nie sposób porównać, ale jeszcze gorzej wypadamy, jeśli chodzi o porownanie sił Bundesligi i naszej ekstraklasy.
Różnicę robią przede wszystkim pieniądze, które w Bundeslidze są ogromne. A jak jest wielka kasa to logiczne, że stać kluby na najlepszych piłkarzy. Z polską ligą nie jest tak fatalnie jak się o niej mówi. Uważam, że poziom podniósł się ostatnio.
Jak oceni pan swój pierwszy sezon w Bundeslidze?
Nie był rewelacyjny. Myślę, że przyzwoity to najlepsze określenie. Wiosnę trudno uznać za udaną, bo kontuzja wyeliminowała mnie na dłużej z gry. Ale jestem zadowolony. Wywalczyłem sobie miejsce w podstawowej jedenastce Borussii. No i drużyna mnie zaakceptowała. To ważne.
Borussia ma w składzie reprezentantów kilku krajów, Szwajcarii, Chorwacjii, Brazylii, Polski. Nie ma tylko reprezentanta Niemiec.
Do niedawna był nim Sebastian Kehl, ale długo leczył kontuzję i wypadł ze składu. Nie powalczymy więc w Klagenfurcie.
Pan tak długo może nie zagrzać miejsca w Dortmundzie. Wspomniany Sammer uważa, że stać pana na występy w lepszym klubie.
Nie słyszałem, by planowano mnie sprzedać. Na tym etapie kariery Borussia jest dla mnie dobrym klubem. Mam jeszcze trzy lata kontraktu. Wiadomo jednak, że w życiu piłkarza zmiana klubu to naturalna rzecz.
Zakończyliście ligę na odległym 13. miejscu. To chyba rozczarowanie.
Na papierze nasz skład wygląda dobrze. Jest dużo dobrych nazwisk. Ale to niestety nie przełożyło się na wyniki. Jakimś tam usprawiedliwieniem jest fakt, że trener Thomas Doll chyba tylko raz miał możliwość wystawienia najsilniejszego składu. Nękały nas kontuzje. Uciekło nam z 10 punktów w meczach, które powinniśmy wygrać. Na szczęście plan czyli awans do Pucharu UEFA wywalczyliśmy sobie występem w finale Pucharu Niemiec.