Trzeci bramkarz reprezentacji Polski dosłownie w ostatniej chwili musiał zastąpić w kadrze kontuzjowanego Tomasza Kuszczaka. Nic dziwnego, że nie było czasu na załatwienie wszystkich formalności związanych z jego pobytem jako pełnoprawnego członka polskiej ekipy na mistrzostwach Europy. Tyle tylko, że brak odpowiedniej przepustki mógł spowodować, że "Gibon" zamiast z ławki rezerwowych, musiałby oglądać mecz z Niemcami co najwyżej z trybun.
Ale Kowalewski ma głowę na karku i szybko znalazł rozwiązanie kłopotliwej dla niego sytuacji. Dogadał się ze swoim przyjacielem jeszcze z lat wspólnej gry w ukraińskim Szachtarze Donieck Mariuszem Lewandowskim i pożyczył po prostu od niego identyfikator. A że dodatkowo obaj piłkarze są do siebie trochę podobni (mają na przykład identyczne fryzury) nie było problemów ze zmyleniem czujności służb porządkowych na stadionie w Klagenfurcie. I dzięki sprytnemu fortelowi "Gibon" mógł normalnie usiąść na ławce rezerwowych reprezentacji Polski podczas konfrontacji z Niemcami - czytamy w "Fakcie".