W zasadzie to już zrobił więcej, niż tuzin jego poprzedników. Dzięki zwycięstwu nad Włochami Hiszpanie po raz pierwszy od 1984 roku awansowali do półfinału poważnej imprezy. Po raz pierwszy od 1920 roku wygrali z Włochami w meczu o dużą stawkę. Wreszcie po raz pierwszy od dawien dawna można powiedzieć, że „wygrywają jak nigdy” (bo jeśli chodzi o grę, to zdarzały im się zdecydowanie lepsze mecze, niż ten niedzielny).
I znów wrażenie może mylić. Bo jak spojrzymy na człowieka, który stoi za tym sukcesem, nie zobaczymy ani wyluzowanego pana w średnim wieku przypominającego Marcello Lippiego, ani pewnego siebie eleganta w stylu Jose Mourinho. Zobaczymy podstarzałego mężczyznę, który wygląda na zmęczonego życiem, a przy ławce rezerwowych ani nie krzyczy, ani nie skacze, ani nawet jakoś bardzo się nie denerwuje. "To po prostu nie jest mój styl. Niech inni sprawiają wrażenie jakichś wielkich aktorów z temperamentem. Nie trzeba szaleć na scenie, aby przekazać coś publiczności" - mówi Aragones.
Kiedyś Hiszpanie nazwali go (od miejscowości, w której się urodził) „Mędrcem z Hortalezy”. Aragones, ze swoimi okularami z grubym szkłem, rzeczywiście wygląda jak mędrzec. Ma ogromną wiedzę, owszem, ale nie zawsze jednak zachowuje się jak mędrzec. O Thierrym Henrym powiedział „negro de mierda (zasrany murzyn - przyp. red.). Z kolei przed niedzielnym meczem stwierdził, że „Włosi, jeśli będzie trzeba, to umrą na murawie”. W pierwszym przypadku skończyło się na międzynarodowym skandalu, w drugim - tylko na towarzyskim. "Jeśli chodzi o Henry'ego, to temat uważam za zakończony. A Włosi? To wszystko zabrzmiało trochę inaczej niż chciałem, ale czasami trzeba odpowiednio zmotywować swoją drużynę" - uśmiecha się Hiszpan.
Można się zastanawiać jak taki introwertyk umie zjednoczyć wokół siebie drużynę wyjątkowo ekspresywnych osobowości. Jak taki „mędrzec” potrafi dogadać się z młodziutkimi gwiazdorami, którym czasami wydaje się, że to oni są najmądrzejsi na świecie? Otóż czasami nie potrafi. Czasami zdejmie przedwcześnie z boiska Fernando Torresa, a ten się obrazi i nie poda mu ręki. Czasami publicznie skrytykuje Sergio Ramosa, a ten powie swojemu trenerowi kilka słów za dużo. Ostatecznie jednak autorytet mędrca przeważa. Kilku piłkarzy potwierdziło niedawno przed kamerami, że są z Aragonesem na śmierć i życie. Bo z nim można się nie zgadzać, ale szanować trzeba. "Wreszcie też okazało się, że można dobrze na tym wyjść" - uśmiecha się.
Podczas meczu wszystko przeżywa w ciszy, rzadko się uśmiecha. Jeden z hiszpańskich dziennikarzy powiedział nam, że w ten sposób „filozofuje”. Dopiero wtedy, gdy gwar cichnie, gdy nie ma krzyków, ani braw, pokazuje swoją prawdziwą osobowość. "Może nie wyglądam na takiego, ale ja naprawdę jestem optymistą. Szklanka z wodą zawsze jest dla mnie co najmniej do połowy pełna, a nie w połowie pusta" - twierdzi.
Łatwo zaraża swoją serdecznością. Czasami poklepie po ramieniu, raz po raz zdejmuje okulary i przeciera szkła. "Panowie pewnie myślicie, że przydałby mi się jakiś fotel bujany i kominek w kącie" - czyta w myślach dziennikarzy. "Proszę mnie nie obrażać..." - kończy.