Kiedy Polak negocjował warunki rozwiązania umowy z Diagorasem, do pokoju weszło trzech ogromnych facetów. "Jeden złapał mnie za nogę, drugi zaczął dusić, a trzeci powiedział, że mi palce połamie, jak nie podpiszę dokumentów. Niemal zasłabłem. Rzucili mi na stół, na który wcześniej rzucili mną, zaległe pensje za trzy miesiące poprzedniego sezonu i powiedzieli żebym sp..." - opowiada wystraszony Bykowski.

Reklama

Polak doszedł do siebie kilkanaście minut później, kiedy ktoś z klubu podał mu wodę. Kiedy Bykowski zrozumiał co się stało, natychmiast udał się do przychodni. "Mam obdukcję od tamtejszego lekarza, którzy stwierdził, że zostałem zaatakowany. Zaatakowany w klubie, podczas rozmów o rozwiązaniu kontraktu" - mówi.

Na tym jednak nie koniec. Działacze z Rodos jeszcze raz skontaktowali się z Bykowskim, by umowić się na kolejną turę "rozmów". Polak w popłochu opuścił więc grecką wyspę i wrócił do Polski.