Legia Warszawa - Korona Kielce 5:2 (1:1)

Bramki: 0:1 Krzysztof Gajtkowski (2), 1:1 Bartłomiej Grzelak (30), 2:1 Marcin Mięciel (68), 3:1 Marcin Mięciel (72), 3:2 Paweł Sobolewski (83), 4:2 Sebastian Szałachowski (86), 5:2 Marcin Smoliński (87).

Reklama

Żółta kartka - Legia Warszawa: Maciej Iwański, Dickson Choto. Korona Kielce: Krzysztof Gajtkowski, Cezary Wilk. Czerwona kartka za drugą żółtą - Korona Kielce: Krzysztof Gajtkowski (74). Czerwona kartka - Korona Kielce: Aleksandar Vukovic (75).

Sędzia: Mirosław Górecki (Katowice). Widzów 4 000.

Legia Warszawa: Jan Mucha - Jakub Rzeźniczak, Inaki Astiz, Dickson Choto, Marcin Komorowski - Miroslav Radović (46. Sebastian Szałachowski), Maciej Iwański, Piotr Giza, Tomasz Jarzębowski (75. Marcin Smoliński), Maciej Rybus - Bartłomiej Grzelak (46. Marcin Mięciel).

Reklama

Korona Kielce: Radosław Cierzniak - Kamil Kuzera (77. Paweł Sobolewski), Hernani, Jacek Markiewicz, Nikola Mijailovic - Jacek Kiełb, Cezary Wilk, Aleksandar Vukovic, Edson (80. Paweł Kal) - Krzysztof Gajtkowski, Edi Andradina (87. Mariusz Zganiacz).

Mecz zaczął się dla Legii fatalnie. W drugiej minucie, po niecelnym strzale Miroslava Radovica, goście wyprowadzili szybką kontrę. Stołeczni obrońcy nie potrafili wybić piłki i trafiła ona do niepilnowanego Krzysztofa Gajtkowskiego. Napastnik technicznym strzałem pokonał Jana Muchę.

Reklama

Gospodarze przez pół godziny miotali się próbując wyrównać, ale pudłowali Piotr Giza, Tomasz Jarzębowski, czy Maciej Rybus. Dopiero w 30. minucie świetnie w polu karnym zachował się Bartłomiej Grzelak. Opanował piłkę podaną przez Gizę, zwodem minął obrońcę i z dużym spokojem pokonał Radosława Cierzniaka.

W drugiej połowie podopieczni Jan Urbana wciąż atakowali z większą werwą niż rywale. Bliski szczęścia był Inaki Astiz, który w 56. minucie z niewielkiej odległości strzelił w bramkarza. Próba dobitki wprowadzonego po przerwie Marcina Mięciela o kilkanaście centymetrów minęła słupek.

Kolejne minuty nieudanych akcji zaczęły bardzo frustrować stołecznych piłkarzy. Mięciel pokrzykiwał na Gizę, który nie ruszył do bezpańskiej piłki, a Jakub Rzeźniczak złościł się na Sebastiana Szałachowskiego, który nie zrozumiał jego intencji przy próbie podania.

Przyniosło to jednak pożądany przez stołecznych kibiców skutek. W 68. minucie goście popełnili błąd w obronie - nieskutecznie zastawili tak zwaną pułapkę offside'ową i do zagranej przez Szałachowskiego piłki doszedł Mięciel. Doświadczony napastnik wygrał pojedynek z bramkarzem Korony.

Zawodnik, który w bieżącym sezonie nie zdobył jeszcze bramki w meczu ligowym, cztery minuty później ponownie błysnął instynktem strzeleckim. Dobre dośrodkowanie Rybusa zamienił na drugiego gola.

Po tej bramce głośno protestował Gajtkowski, który obejrzał drugą żółtą kartkę i w konsekwencji musiał opuścić boisko. Decyzja sędziego Mirosława Góreckiego nie spodobała się zawodnikom Korony, a najbardziej krewki z nich - były legionista Aleksandar Vukovic, również został wyrzucony z boiska.

Przewaga liczebna wyraźnie rozluźniła gospodarzy, którzy atakowali większą liczbą zawodników, ale zapominali o obronie. Mogło ich to drogo kosztować - w 83. minucie kontaktową bramkę zdobył bowiem Paweł Sobolewski. Na kolejne trafienie defensywa Legii już nie pozwoliła.

Niebezpieczeństwo oddalili również gracze ataku - 86. minucie Sebastian Szałachowski został dobrze obsłużony podaniem przez Macieja Iwańskiego i pokonał Cierzniaka. Minutę później strzałem z około 25 metrów wynik na 5:2 ustalił Marcin Smoliński.

Po meczu powiedzieli:

Marek Motyka (trener Korony): "Chciałem podziękować zawodnikom za walkę do końca. Póki siły były wyrównane nawiązywaliśmy rywalizację. Legia odskoczyła na dwie bramki i po czerwonych kartkach pozostała tylko kwestia iloma golami przegramy. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy - w pierwszej połowie graliśmy dobrze".

Jan Urban (trener Legii): "Mecz nam się szybko skomplikował po stracie bramki. Wiadomo jaka atmosfera na Legii - trochę szyderki, trochę śmiechu, żartów. Wygraliśmy jednak zdecydowanie. To jednak chleb na dzisiaj i głód na jutro. To co robiliśmy w niektórych sytuacjach nie może się powtarzać w przyszłości. Nie jestem zadowolony z tego spotkania - wahania formy są zbyt duże.

Dobrym przykładem jest Inaki Astiz - gra zawsze z taką samą intensywnością, niezależnie czy przegrywamy, remisujemy, czy prowadzimy kilkoma bramkami. Tego oczekuję od innych piłkarzy.

Bartłomiej Grzelak ponownie doznał kontuzji - najprawdopodobniej naderwał przywodziciel i przez jakiś czas nie będzie grał"