W trzech ostatnich meczach zawodnicy Arki zdobyli tylko punkt – w dodatku dwa ostatnie zakończyły się ich porażkami - 1:4 na własnym stadionie z Lechem Poznań oraz 2:3 w Gliwicach z Piastem.

Przed konfrontacją z Górnikiem, która rozpocznie się w sobotę o godzinie 15.30, trener beniaminka ekstraklasy nie ma jednak większych problemów kadrowych. Wszyscy zawodnicy są zdrowi, choć kilku zmagało się ostatnio z różnymi urazami. Austriacki pomocnik Dominik Hofbauer, który miał zbite żebra, nie wystąpił w poprzednim spotkaniu z Piastem, natomiast defensywny pomocnik Antoni Łukasiewicz opuścił trzy kolejne mecze.

Reklama

Jedynym piłkarzem, który nie może zagrać w sobotę jest Rafał Siemaszko. Nasz napastnik dostał bowiem w Gliwicach czwartą żółtą kartkę. Z kolei taką przymusową pauzę w tym spotkaniu odbył środkowy obrońca Krzysztof Sobieraj. Poza tym po urazie stawu skokowego i chorobie nie ma już śladu u bocznego pomocnika Luki Zarandii. Gruzin wystąpił ostatnio w dwóch meczach młodzieżowej reprezentacji swojego kraju i zdobył nawet bramkę - dodał Niciński.

W pierwszym spotkaniu 15 października żółto-niebiescy zremisowali z Górnikiem w Lublinie 0:0. W przypadku zwycięstwa w sobotę gdynianie, którzy zajmują 11. miejsce w tabeli, będą mieli nad ostatnim w tabeli zespołem już 10 punktów przewagi, a także lepszy bilans bezpośrednich meczów.

Czasami odnoszę wrażenie, że ranga takich konfrontacji jest na tym etapie rozgrywek wyraźnie przeceniana. Jest to oczywiście bardzo istotne spotkanie, ale prawdziwe mecze na śmierć i życie rozegrane zostaną po podziale tabeli na ósemki. Taki charakter będą miały zwłaszcza potyczki w jej dolnej części, w której zespoły walczyć będą o utrzymanie - ocenił.

43-letni szkoleniowiec przekonuje, że drużyny z Łęcznej, pomimo tego, że zamyka ligową tabelę, nie wolno lekceważyć. Po ostatnich wynikach widać, że jest to groźny zespół. Poza tym Górnika prowadzi trener Franciszek Smuda, a jego drużyny cechuje to, że zawsze walczą do samego końca. W tym sezonie na pewno będzie tak samo - zauważył.

Niciński nie ukrywa, że bardzo ceni i szanuje Franciszką Smudę, który dwa razy prowadził go w Wiśle Kraków.

To topowy polski szkoleniowiec, a lista jego sukcesów jest bardzo długa. Każdemu trenowi można życzyć zdobycia mistrzostwa Polski, i to z dwoma klubami, wywalczenia krajowego pucharu, awansu z polską drużyną do Ligi Mistrzów oraz prowadzenia reprezentacji biało-czerwonych. O panu trenerze Smudzie, z który miałem przyjemność pracować i świętować zdobycie mistrzostwa Polski w barwach Wisły oraz o jego warsztacie mogę mówić w samych superlatywach. Dla mnie jest to trener przez duże T - podkreślił.

W ostatnim wyjazdowym meczu z Lechem trener Smuda zaskoczył wszystkich wystawiając na środku obrony nominalnego napastnika Przemysława Pitrego. Ten niespodziewany manewr zakończył się jednak powodzeniem, bowiem outsider sensacyjnie zremisował w Poznaniu ze znakomicie spisującym się w rundzie wiosennej „Kolejorzem” 0:0.

Zobaczymy jaki trener Smuda będzie miał plan na nasz mecz. Nie jest powiedziane, że na środku obrony nie wystąpi Gerson z Pitrym, ale tego nie wiemy. O tym przekonamy się oglądając protokół przed spotkaniem. A takie roszady to w przypadku tego szkoleniowca nie nowina. Trener Smuda często cofał zawodników ofensywnych, głównie bocznych pomocników i napastników. Sam jestem tego przykładem, bo grałem u niego na lewej obronie. Każdy szkoleniowiec ma jednak swój styl pracy. Ja mam swój, Franciszek Smuda swój i nie chciałbym się do niego porównywać - podsumował Niciński.