Śląsk Wrocław - Lechia Gdańsk 1:2 (1:1)

Bramki: 0:1 Omran Haydary (17), 1:1 Krzysztof Mączyński (19), 1:2 Mark Tamas (56-samobójcza).

Reklama

Żółta kartka - Śląsk Wrocław: Piotr Celeban. Lechia Gdańsk: Tomasz Makowski, Ze Gomes.

Sędzia: Mariusz Złotek (Stalowa Wola). Widzów 6 723.

Śląsk Wrocław: Matus Putnocky – Piotr Celeban, Israel Puerto, Mark Tamas, Dino Stiglec - Filip Markovic, Jakub Łabojko, Krzysztof Mączyński (82. Sebastian Bergier), Adrian Łyszczarz (62. Piotr Samiec-Talar), Mathieu Scalet (79. Marcin Szpakowski) - Erik Exposito.

Lechia Gdańsk: Zlatan Alomerovic – Paweł Żuk (90. Filip Dymerski), Michał Nalepa, Mario Maloca, Zarko Udovicic – Jarosław Mihalik, Patryk Lipski (74. Flavio Paixao), Tomasz Makowski, Egzon Kryeziu, Omran Haydary (61. Ze Gomes) – Łukasz Zwoliński.

Oba zespoły wystąpiły w mocno zmienionych składach w porównaniu do ostatnich meczów. W Śląsku zabrakło m.in. Przemysława Płachety, Roberta Picha i Michała Chrapka, a w składzie gości nie było Flavio Paixao, Macieja Gajosa, a także Rafała Pietrzaka. Stawką pojedynku było czwarte miejsce na koniec sezonu, ale Lechia w perspektywie miała jeszcze znacznie ważniejszy pojedynek, bo finał Pucharu Polski.

Lepiej mecz zaczęła Lechia, która podchodziła wysokim pressingiem i szybko odbierała piłkę Śląskowi. Optyczna przewaga nie przekładała się na liczbę sytuacji bramkowych, ale udało się trafić do siatki. Po ładnej akcji i sprytnym zagraniu Patryka Lipskiego w polu karnym znalazł się Omran Haydary i technicznym strzałem nie dał szans Matusowi Putnockiemu.

Reklama

Goście z prowadzenia cieszyli się zaledwie dwie minuty. Po dośrodkowaniu obrońcy Lechii wybili piłkę, ale ta trafiła pod nogi Adriana Łyszczarza. Młodzieżowiec Śląska, dla którego był to pierwszy mecz po 11 miesiącach przerwy spowodowanych kontuzją, mądrze zagrał do Krzysztofa Mączyńskiego, a ten trafił do siatki.

Przez kolejny kwadrans kibice oglądali wymianę ciosów – akcja za akcję. Pod koniec pierwszej połowy Lechia nieco zwolniła, na co wpływ mogła mieć pogoda, bo we Wrocławiu w niedzielę było bardzo ciepło, ale nadal nacierał Śląsk. W poprzeczkę trafił Filip Markovic a po uderzeniu Erika Exposito już wydawało się, że piłka wpadnie do siatki, ale zatrzymała się na słupku.

Druga połowa zaczęła się od ataków gospodarzy i kuriozalnego gola dla Lechii. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego środkowy obrońca Śląska Mark Tamas tak uderzył piłkę głową, jak gdyby nie chciał ją wybić, ale skutecznie wykończyć akcję.

Wrocławianie po stracie gola śmielej ruszyli do przodu, ale kolejnego mogli zdobyć przyjezdni. Po kontrataku z pola karnego uderzał Jarosław Mihalik, ale trafił tylko w słupek.

Już do końca meczu optyczną przewagę mieli gospodarze, ale nie potrafili poważniej zagrozić bramce rywali. Głową strzelał Exposito i Piotr Samiec-Talar, ale pierwszy nie trafił w bramkę, a drugi posłał piłkę w ręce bramkarza Lechii.

Trener Vitezslav Laviska poza Mariuszem Pawelcem nie miał na ławce żadnego doświadczonego zawodnika i próbował ratować wynik samymi młodzieżowcami. Gdańszczanie jednak byli bezbłędni w obronie, wygrali i zakończyli sezon na czwartym miejscu.