Kibice Napoli i Fiorentiny już w ciągu dnia starli się na wyjazdach z autostrady w pobliżu Rzymu, a w okolicach stadionu rozgrywała się regularna bitwa. Kilka osób odniosło rany od broni palnej. Domagano się odwołania meczu, stołeczna komenda policji nie zgodziła się na to, za co jest teraz krytykowana przez media.
Prasa ubolewa, że świat piłki nożnej wciąż jest bezsilny wobec przemocy, zarówno na stadionach, jak i poza nimi. "To nie kibice, lecz zwyczajni bandyci" - grzmią komentatorzy, pytając, co myśleć o kraju, który nie jest zdolny zapewnić bezpieczeństwa rozgrywkom sportowym. "Co ma zrobić naród, który nie może nawet spokojnie grać w piłkę" - pyta retorycznie "Corriere della Sera". W kartotekach włoskiej policji jest 70 tysięcy pseudokibiców. "Gdyby naprawdę się przyłożyli, mogliby puścić z dymem ten kraj" - konstatuje ten sam mediolański dziennik.
Niektórzy przypominają, że poprzedniego dnia oba kluby szykujące się do finału Pucharu Włoch, były w Watykanie, a papież Franciszek apelował o przywrócenie właściwych rozmiarów piłkarskim rozgrywkom.