To było pierwsze starcie o punkty biało-czerwonych pod wodzą włoskiego szkoleniowca Ferdinando De Giorgiego.
Zarówno w polskiej ekipie, jak i brazylijskiej doszło ostatnio do dużych zmian. Zespoły mistrzów olimpijskich i świata prowadzą nowi trenerzy. De Giorgi po raz pierwszy spotkał się z polskimi siatkarzami na początku maja. Z kolei stery w Brazylii objął Renan Dal Zotto, który zastąpił charyzmatycznego Bernardo Rezende.
Początek spotkania był bardzo chaotyczny. Obie drużyny seriami zdobywały i traciły punkty. Odskakiwały na kilka punktów, by potem tracić przewagę. W końcówce stalowe nerwy zachowali Polacy. Decydujące były zwłaszcza zagrywki Bartłomieja Lemańskiego. Dzięki jego dwóm asom biało-czerwoni w kluczowym momencie odskoczyli, a kropkę nad i postawił Mateusz Bieniek atakiem ze środka. Polacy wygrali 25:20.
Kolejne dwie odsłony należały do "Canarinhos", którzy zdobywali przewagę trzy-, a nawet czteropunktową i trudno było ich gonić. Tym bardziej, że świetnie działał brazylijski blok.
Drugi set zakończył się 25:20 dla rywali. Gdy gra nie układała się także w kolejnej partii (6:11) i De Giorgi postanowił wprowadzić parę zmian. Na parkiecie pojawili się Grzegorz Łomacz, Karol Kłos i Aleksander Śliwka. Ostatni z nich z piłki na piłkę prezentował się lepiej. Wprawdzie gra Polaków się poprawiła, ale biało-czerwoni już nie dogonili rywali i przegrali 19:25.
Przebudzenie nastąpiło w czwartym secie. Duża zasługa w tym Śliwki, który wziął na siebie nie tylko ciężar przyjęcia, ale i ataku, a także bardzo dobrze prezentował się w polu zagrywki. Polacy doprowadzili do stanu 2:2 w setach.
Tie-break to koncertowa gra biało-czerwonych. Brazylijczycy byli bezradni i w kilku sytuacjach spuszczali po prostu głowę. Podopieczni De Giorgiego wyszli na prowadzenie 7:3, a na uwagę zasłużyła m.in. postawa Mateusza Bieńka na środku. Ostatecznie tie-break zakończył się wynikiem 15:8 dla Polaków.
Zadecydował o tym dobry schemat blok-obrona. Podnieśliśmy się po trudnych momentach i to nas cieszy najbardziej. To najlepsze, co mogło nam się zdarzyć na początku Ligi Światowej - ocenił w wypowiedzi dla Polsat Sport Śliwka.
Polacy polecieli do Włoch w najmocniejszym składzie. Liga Światowa w tym sezonie jest traktowana bardzo poważnie, a nie tylko jak etap przygotowań do najważniejszej imprezy, jaką będą mistrzostwa Europy w Polsce.
Mistrzowie świata występują w tzw. elicie, w której rywalizuje 12 drużyn. Każdy z zespołów weźmie udział w trzech turniejach – Polacy w Pesaro, Warnie oraz w Katowicach i Łodzi. W każdym z nich rozegrają po trzy mecze. We Włoszech zmierzą się jeszcze z Włochami (sobota, 14.00) i Iranem (niedziela, 17.00).
Awans do Final Six uzyska pięć zespołów najwyżej notowanych w zbiorczej tabeli oraz Brazylia - jako gospodarz turnieju finałowego, który zaplanowany jest 4-8 lipca w Kurytybie.
Polska - Brazylia 3:2 (25:20, 20:25, 19:25, 25:22, 15:8)
Polska: Fabian Drzyzga, Michał Kubiak, Bartłomiej Lemański, Dawid Konarski, Bartosz Kurek, Mateusz Bieniek i Paweł Zatorski (libero) oraz Grzegorz Łomacz, Maciej Muzaj. Aleksander Śliwka, Karol Kłos, Rafał Buszek
Brazylia: Bruno Rezende, Ricardo Lucarelli, Mauricio Souza, Evandro Guerra, Mauricio Borges, Lucas Saatkamp i Tiago Brendle (libero) oraz Douglas Souza, Renan Buiatti, Murilo Radke, Pinto Rodrigues.