Jastrzębski Węgiel w poprzednim spotkaniu ligowym pokonał na wyjeździe broniącą tytułu Grupę Azoty Zaksę Kędzierzyn-Koźle 3:2. Następnie w takim samym wymiarze wygrał w Kazaniu ze słynnym Zenitem w zaległym pojedynku grupowym Ligi Mistrzów. W niedzielę musiał jednak uznać wyższość Vervy.
Myślę, że fizycznie czuliśmy się dobrze przed tym meczem. Nikt z nas nie narzekał na urazy. Podróże rzeczywiście były, ale do tego jesteśmy już przyzwyczajeni, a po dwóch zwycięstwach regeneracja na pewno była szybsza. Podchodziliśmy do tego meczu pewni swoich umiejętności i chcąc wygrać oraz zrewanżować się zespołowi z Warszawy za porażkę w pierwszej rundzie. To było bardzo zbliżone spotkanie do tamtego. Robiliśmy mnóstwo błędów, czy to w przyjęciu zagrywki, czy potem bezpośrednio w ataku. Spotkanie było bardzo zacięte, ale mieliśmy sporo szans po swojej stronie siatki, których nie wykorzystaliśmy. To nie było srogie lanie, mecz mógł się podobać, ale dla nas nie ma to znaczenia, bo nie zdobyliśmy punktu - zaznaczył atakujący gości Dawid Konarski.
Podopieczni trenera Slobodana Kovaca nie mają czasu na rozpamiętywanie tej porażki. W kolejnych dniach także bowiem nie odpoczną od podróży.
"W środę gramy już kolejne spotkanie wyjazdowe, tym razem lecimy do Ankary na mecz Ligi Mistrzów. Potem z kolei udajemy się do Suwałk" - wyliczał Konarski.
On i jego koledzy zanotowali w niedzielę pierwszą od 12 listopada porażkę w PlusLidze. W tabeli plasują się na czwartej pozycji.
Przyjmujący gospodarzy Bartosz Kwolek zwrócił uwagę, że wynik tego pojedynku może być mylący.
Na papierze wydawać się może, że to był łatwy mecz, ale przebieg setów temu przeczy. Były góry i doły. Raz oni nam uciekli, potem my im. Ciekawy mecz do oglądania. Jastrzębski Węgiel to jeden z faworytów ligi, więc ich ostatnie wyniki trudno uznać za niespodzianki. Dziś też "kopali+ zagrywką tak jak mieli. Pod tym kątem wszystko się zgadzało. Cieszę się, że zatrzymaliśmy ich najważniejsze ogniwa - podsumował.
Reprezentant Polski uważa, że jego zespołowi w powrocie do formy po dłuższej przerwie w rozgrywkach, która miała miejsce na przełomie grudnia i stycznia, pomógł kalendarz.
Najpierw ćwierćfinał Pucharu Polski z pierwszoligową Lechią Tomaszów Mazowiecki, potem Visła Bydgoszcz, która nie należy do czołówki ekstraklasy. Liga dała nam się rozpędzić. Mam nadzieję, że teraz już wejdziemy na właściwe tory i będziemy dążyć do realizacji naszych celów - zastrzegł.
Trener Vervy Andrea Anastasi przyznał, że rywalom mogło dać się we znaki zmęczenie ostatnimi podróżami i długimi spotkaniami.
Cieszę się zaś, że my gramy równo. Przed nami teraz wiele meczów i to ważnych. Zaczyna się poważne granie - podkreślił.
Włoch nie mógł w niedzielę skorzystać z atakującego Artura Udrysa. Białorusin złamał żebro przed meczem z Visłą.
Rano pechowo upadł na brzuch, łamiąc żebro. Próbował wtedy grać, ale nie jest w stanie atakować. To nie jest poważna kontuzja, ale bolesna. Dla niego to nic poważnego, ale nas - jako drużynę - stawia w bardzo trudnej sytuacji. Chciałbym, żeby zaczął jutro trenować. Jeśli będzie w stanie grać, to wystawię go w środę w meczu LM - relacjonował szkoleniowiec.
Stołeczny zespół ma dwa punkty przewagi na drugą Zaksą i trzecią PGE Skrą Bełchatów.
Ale to tylko dwa punkty. Cały czas trzeba uciekać reszcie stawki. Najważniejsze będą mecze takie jak dziś, kiedy walczymy z innymi czołowymi zespołami - ocenił Kwolek.