Polska Agencja Prasowa: Pierwsza część zgrupowania w Spale polegała głównie na integracji i delikatnym wprowadzaniu do treningu, ale podczas drugiej odbywają się na większą skalę standardowe zajęcia w hali. Przypomina to już normalny obóz przygotowawczy reprezentacji?
Bartosz Kurek: Myślę, że to zgrupowanie normalne nie będzie do samego końca, bo normalnie kończy się ważnymi turniejami i meczami o stawkę. W tym sezonie przed nami jedynie spotkania towarzyskie. To zgrupowanie jest inne, ale pozytywnie inne, bo nie tyle koncentrujemy się na rywalizacji między sobą, co na tym, by się poznać, stworzyć grupę i znaleźć nić porozumienia także poza boiskiem. Uważam, że pod tym względem jest ono bardzo pozytywne i konstruktywne.
Zupełnie nie ma więc rywalizacji? Czy jednak natura sportowca czasem daje o sobie znać?
Każdy z nas trenuje i wykonuje zadania powierzone przez sztab szkoleniowy w możliwie najlepszy sposób, bo robimy to dla siebie. Nie po to, by wygrać z kimś innym, ale by samemu być w jak najlepszej dyspozycji w nadchodzącym sezonie ligowym czy żeby po prostu rozwinąć się siatkarsko. Pod tym względem niewiele się różni, ale takiej rywalizacji i wiszącego widma zmniejszenia zaraz tej grupy do meczowej "14" czy igrzyskowej "12" w perspektywie roku nie ma, więc to daje też troszeczkę więcej luzu.
W tym roku w Spale poza treningami na siłowni i w hali były już też m.in. grille, zabawy integracyjne. Co stanowi najlepszą część?
To będzie monotematyczne, ale najlepsze - przynajmniej dla mnie - jest poznawanie tych chłopaków i to od zupełnie innej strony. Dowiadywanie się o nich czegoś nowego, spotykanie się z nimi w sytuacjach, na które na innych obozach nie mielibyśmy czasu, np. grill, gry planszowe czy turnieje siatkówki plażowej. Normalnie nie mielibyśmy pewnie szansy w aż takim wymiarze czasowym się zmierzyć czy spotkać. I to jest na pewno coś, co zapamiętam do końca życia. Mam nadzieję, że z wieloma z tych chłopaków później także będę w takim dużym stopniu utrzymywać kontakt, bo dowiedziałem się, że to wartościowi i świetni ludzie.
Wspomniane planszówki podobnie jak podczas mistrzostw świata w 2018 roku dominują wieczorami?
Różne rzeczy dominują, ale rzeczywiście spotykamy się wieczorami. Pod tym względem ta grupa bardzo fajnie funkcjonuje. Spędzamy dużo czasu ze sobą. Takiego czasu, który nie jest nam narzucany. Dość spontanicznie siedzimy razem. To świadczy o tym, że dobrze się czujemy we własnym gronie. To jest takie najfajniejsze wspomnienie, które pozostanie ze mną po tych obozach. Jedna z ciekawszych rzeczy, których się dowiedziałem, to że wielu z moich kolegów ma ciekawe hobby, o którym potrafi opowiadać i które ich pochłania. Nie korzystamy więc tylko z planszówek i mojej zajawki, ale też z wielu innych.
Przed przyjazdem do Spały miał pan jakiekolwiek obawy dotyczące zdrowia w związku z koronawirusem?
Nie. Do kwestii zdrowotnych staram się podchodzić zdroworozsądkowo. Żaden z nas tutaj nie lekceważy zagrożenia i nie uważa, że jest niezniszczalny. Postępujemy według zasad i wierzę, że jeśli nadal tak będzie, to pozostaniemy zdrowi i bezpieczni.
Wiele osób powtarza, że powrót do treningów po długiej przerwie wiąże się z większym ryzykiem doznania urazu. Z tym związanych obaw też pan nie miał?
Cieszę się, jak mogę powiedzieć w wywiadzie coś ciekawego, ale tutaj walnę absolutnym truizmem. Jako sportowcy pracujemy ciałem i ono jest w każdej chwili narażone na ryzyko odniesienia kontuzji czy to wypadku w domu. Uważam, że obecnie znacząco większego ryzyka kontuzji nie ma, jeśli te treningi są odpowiednio zorganizowane. Ufam pod tym względem trenerowi Heynenowi i jego sztabowi. Weszliśmy fajnie po tym okresie przerwy do aktywności i teraz to kontynuujemy.
Do igrzysk w Tokio pozostał według pana tylko czy aż rok?
Po prostu rok. Ani nie jest to mało, ani dużo. To czas, który muszę jak najlepiej wykorzystać. Gdy pojawiła się informacja o przełożeniu igrzysk, to jedynymi emocjami, jakie mi towarzyszyły, były akceptacja i zrozumienie sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Ostatni sezon we Włoszech przepracowałem naprawdę dobrze, więc nie sądzę, bym czegoś jeszcze potrzebował, by lepiej przygotować się do zmagań olimpijskich. Ale ten dodatkowy czas na pewno postaram się odpowiednio wykorzystać.
Przed reprezentacją Polski w tym sezonie zaś jeszcze wspomniane wcześniej mecze towarzyskie, które zostaną rozegrane na oczach awatarów...
Zobaczymy, jakie to będzie przeżycie. Myślę, że nie będzie się to wiele różniło od meczów towarzyskich, które przeważnie dotychczas graliśmy tutaj w hali przy pustych trybunach albo w innych miejscach i też bez publiczności. Wiadomo, że jest to coś fajnego i prestiżowego dla polskiej siatkówki, że to u nas rozpoczyna się międzynarodowe granie (po przerwie związanej z pandemią – PAP). Mam nadzieje, że kolejnym krajom też uda się zorganizować odpowiednie warunki do tego, a prędzej czy później kibice wrócą do hal. Ja sobie tego życzę i wyczekuję tego momentu. Mam nadzieję, że nastąpi to już niedługo.
Sądzi pan, że siatkówka wróci do tzw. normalności na zasadach sprzed pandemii czy już nigdy nie będzie taka sama?
Nie wiem, nie mam żadnej wiedzy na temat tego jak ten powrót będzie przebiegał. Ale wierzę, że prędzej czy później wszystko wróci do normalności. Będzie to trochę nowa normalność, ale normalność.
Od kwietnia w mediach pojawiają się informacje, że w kolejnym sezonie zagra pan najprawdopodobniej w Japonii. Wciąż nie chce pan zdradzić ani kraju, ani nazwy zespołu. Kiedy zostanie to ogłoszone?
Też czekam na oficjalne potwierdzenie ze strony klubu. Mogę tylko powiedzieć, że kontrakt jest podpisany. Mam szacunek do tego, jak klub chce rozwiązać sprawę przedstawienia tego transferu.
Podobno nie ma pan na razie jednego, konkretnego pomysłu na to, co robić po przejściu na sportową emeryturę. Posiadanie kilku opcji pozwala na myślenie ze spokojem o tym etapie życia?
Raczej tak. Pracuję teraz na to, by ze spokojem patrzeć na tę upływającą karierę i tak też się czuję.
Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek