Polska Agencja Prasowa: Po czterech porażkach z rzędu VERVA Warszawa Orlen Paliwa wreszcie odniosła zwycięstwo, pokonując w niedzielny wieczór MKS Będzin 3:0. Po ostatniej akcji pojawiła się radość i ulga?

Reklama

Andrea Anastasi: Tak, jestem szczęśliwy. Musimy zacząć wygrywać. Mamy za sobą naprawdę trudne chwile. Jestem teraz naprawdę zadowolony, bo więcej niż jeden zawodnik w moim zespole zaczyna być w dobrej formie. Ważne, że dobrze wykorzystaliśmy ostatnie dwa tygodnie. Z częścią chłopaków wciąż jeszcze musimy popracować nad dojściem do dobrej dyspozycji. Ten covidowy sezon jest moim zdaniem dramatyczny. Ale teraz jestem pozytywnie nastawiony. To nie tak, że jest już perfekcyjnie, ale zmierzamy w dobrym kierunku. Ważne, że wygraliśmy wczoraj 3:0, choć w drugim secie mieliśmy trudności.

Wspomniane dwa tygodnie wolne od meczów, które mógł pan wraz z podopiecznymi poświęcić na treningi, były kluczowe dla przełamania złej passy?

Były bardzo istotne, bo po przerwie związanej z licznymi przypadkami koronawirusa w drużynie już po dwóch dniach graliśmy mecz. To nie było łatwe. Na samym początku można byłoby jeszcze mówić o świeżości, bo przez kilka wcześniejszych tygodni nie było żadnego spotkania, ale potem robił się coraz większy problem. Pod względem fizycznym i technicznym nie było dobrze. Mentalnie też wyglądało to gorzej, wyraźnie widać było spadek energii. Z tych minionych dwóch tygodni jestem za to zadowolony. Przede wszystkim z wykonanej pracy pod kątem fizycznym, ale technicznym również. Zawodnicy z odpowiednią uwagą podchodzą teraz do poszczególnych elementów. Np. system blok-obrona działał wczoraj niesamowicie. Coś już poprawiliśmy i postaramy się nadal to robić.

Reklama

Z trudnościami wynikającymi z powrotu do gry po przerwie związanej z Covid-19 mierzą się także inne kluby z PlusLigi. Czy wszystkie problemy Vervy w ostatnich tygodniach wynikały z tego?

Reklama

Próbowałem analizować wszystkie trudności, jakie mamy w tym sezonie. Moim zdaniem kluczowe było 18 dni bez treningu w trakcie rozgrywek, po czym zaczęliśmy grać mecze co trzy-cztery dni. Nie mieliśmy wówczas czasu na pracę nad przygotowaniem fizycznym ani nad techniką. Z dnia na dzień coraz bardziej traciliśmy kondycję. To nie jest prosta sprawa. Niektórzy moi siatkarze, np. Bartek Kwolek, wciąż nie są w najwyżej formie.

Już w środę pański zespół czeka pojedynek z PGE Skrą Bełchatów, która po powrocie do rywalizacji po kwarantannie przegrała z Cuprum Lubin...

Zarówno my, jak i Skra nie imponujemy obecnie, jeśli chodzi o miejsce w tabeli. Środowy pojedynek będzie inny niż nasz ostatni z MKS-em Będzin, ale jestem na to przygotowany i cieszę się na myśl o nim. Poniedziałek poświęcamy głównie na rozciąganie. Wcześniej wykonaliśmy dużo pracy, więc to taki luźniejszy dla nas dzień. Myślę, że w środę możemy zagrać dobry mecz.

Nie obawia się pan, że ewentualna porażka z bełchatowianami może znów podciąć skrzydła pana zawodnikom?

To prawda, że potrzebujemy wygrać to spotkanie. Pamiętajmy też jednak, że ten sezon z powodu pandemii jest straszny. Takie jest jednak życie. Nie będę nakładał na chłopaków teraz dodatkowej presji.

Od kilku tygodni VERVA musi sobie radzić bez Jakuba Kowalczyka, który ma kłopoty kardiologiczne. Od jakiegoś czasu w składzie meczowym nie ma też pozyskanego niedawno innego środkowego - 19-letniego Michała Kozłowskiego...

Zgadza się, na ten moment mam do dyspozycji tylko dwóch zawodników na tej pozycji. Trudno jest zorganizować pracę i treningi w takiej sytuacji. Muszę dbać o Andrzeja Wronę i Piotra Nowakowskiego jak o małe dzieci. Nie mogą trenować cały czas na siatce, bo mógłbym ich zamęczyć. Michał Kozłowski, zwany "Juniorem" (w zespole jest jeszcze drugi siatkarz o takim imieniu i nazwisku, który jest rozgrywającym - red.), ma problem z palcem i nie może trenować. Mam nadzieję, że niedługo będzie mógł do nas dołączyć, bo proszę mi wierzyć, jest naprawdę trudno zostać z dwoma środkowymi.

Po poprzednim meczu ligowym zrobiło się o panu głośno za sprawą wybuchu złości, który skierował pan w stronę Piotra Orczyka z Aluronu CMC Warty Zawiercie. Obserwując pana w trakcie niedzielnego pojedynku, można było odnieść wrażenie, że bardzo się pan pilnuje...

Byłem bardziej ostrożny. Po spotkaniu z Aluronem zamieściłem na Twitterze wideo, w którym powiedziałem, że przepraszam, jeśli sprawiłem przykrość wielu osobom. Zwłaszcza przeprosiłem Piotrka. Czasem tracimy nad sobą kontrolę. Nie mogę obiecać, że już nigdy mi się to nie przytrafi, bo czasem zdarza się to w ferworze walki. Na pewno postaram się zachowywać spokojniej. Skupiać się na moim zespole, choć trudno czasem nic nie powiedzieć po niektórych błędach sędziowskich.

Można powiedzieć, że ma pan pecha, iż obecnie mecze odbywają się bez publiczności i jest cicho, podczas gdy zwykle doping kibiców zagłuszał okrzyki siatkarzy i szkoleniowców...

To prawda. Ale też czasem trzeba przyznać się do błędu. Tak więc przepraszam. Czasem coś takiego się zdarza. Mam nadzieję, że ludzie to rozumieją. Taki jestem. Postaram się jednak być lepszym człowiekiem.

Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek