"Przy pierwszym skoku wkurzyłem się, nawet mocno, ponieważ dwa razy musiałem schodzić z belki i wytrąciłem się z rytmu. W drugiej serii wiedziałem, że muszę oddać dobry skok i udało się. Był nawet bardzo dobry, szkoda, że nie udało się wygrać, bo była naprawdę spora szansa" - powiedział PAP po zawodach Małysz.

Reklama

W pierwszej próbie osiągnął 128,5 m, a w drugiej poszybował na 136,5 m, co było największą odległością finału. Awansował o 12 miejsc i po raz piąty z rzędu w konkursie PŚ stanął na podium. Piąty był też w klasyfikacji końcowej PŚ w tym sezonie, którego ostatnim akordem będą - za tydzień w słoweńskiej Planicy - mistrzostwa świata w lotach.

"Jeżeli mogę z 13. miejsca przesunąć się na drugie, a nawet mieć szansę na zwycięstwo, to znaczy, że na mistrzostwach świata będzie można powalczyć" - podkreślił polski skoczek.

Małysz po konkursie bardzo się spieszył na lotnisko, by nie spóźnić się na samolot. Organizatorzy bardzo nalegali jednak, by powiedział kilka zdań ze stanowiska spikera do polskich kibiców, których na skoczni były w niedzielę tysiące. "Czuję się jak w Zakopanem, tutaj jest nasza druga ojczyzna. Dzięki" - słowa "Orła z Wisły" wywołały ogromny aplauz publiczności, która skandowała "dziękujemy, dziękujemy".

Podobna eksplozja radości miała miejsce po jego drugiej próbie, kiedy na długo objął prowadzenie.Później polska część publiczności wprawiła Norwegów w zdumienie, owacjami nagradzając każdy nieudany skok konkurentów Małysza.