"Sukcesy mnie napędzają. Już bym skakał, znów mi się tego chce" - mówi "Faktowi" najlepszy zawodnik poprzedniego sezonu. Dzisiaj rano Małysz razem z resztą naszej reprezentacji ruszył na pierwsze zawody letniego Grand Prix. Jutro po południu wystartuje w kwalifikacjach do zaplanowanego na niedzielę konkursu w Hinterzarten. W sobotę Polaków czekają zawody drużynowe.

Reklama

Czterokrotny mistrz świata nie chciał oceniać przed wyjazdem, w jakiej jest formie. "Sam jestem tego ciekaw. Mam nadzieję, że jak zacznie się konkurowanie z najlepszymi, to okaże się dobra" - stwierdził. "Sezon zaczynam optymistycznie nastawiony. Wydaje mi się, że utrzymuję wysoki poziom. Mówią mi to nawet trenerzy. Ich zdaniem moje skoki są cały czas dobre, a czasami wręcz bardzo dobre. Nie było jednak kontaktu z innymi reprezentacjami oprócz Czechów, więc na porównanie z rywalami muszę poczekać" - dodaje Małysz.

Polacy i Czesi skakali razem na Wielkiej Krokwi w Zakopanem dwa tygodnie temu. "Wcześniej byli też z nami w Ramsau. Spotkaliśmy też Rosjan, ale dla nich to był zupełny początek przygotowań, więc nie ma co porównywać" - opowiada lider naszej kadry. "Czesi po konkursach w Planicy mieli tylko 10 dni przerwy. Potem wrócili do treningów. Moim zdaniem to trochę za mało odpoczynku, za ciężko pracują. Ale to ich sprawa. W Zakopanem skakali nieźle. Wyróżniali się Roman Koudelka, Jakub Janda i Antonin Hajek. Ja z nimi konkurowałem, czasami nawet byłem lepszy" - chwali się Małysz.

Trudno mówić o konkretnych odległościach, bo podczas tych treningów zawodnicy startowali z różnych rozbiegów. "Kiedy ruszałem z belki ustawionej 2 stopnie niżej, to mieliśmy podobne rezultaty" - mówi Adam, nie dodając, że taka różnica rozbiegu daje nawet 10 metrów dalszy lub bliższy skok. "Różne były też warunki, coraz gorzej jest z pogodą. Nieraz bywają takie podmuchy, że lata się, jak my to mówimy, za darmo" - stwierdza Małysz.