Miesiąc temu skończył sezon. Zdążył pan już wypocząć?
Kamil Stoch: Nie miałem czasu ani na odpoczynek, ani na wakacje. Niemal każdą wolną chwilę poświęcam na naukę. Uzbierało się trochę zaległości na uczelni i muszę je nadrobić. Kilka egzaminów już za mną, czekają mnie jednak kolejne. Dlatego w tym roku o wyjeździe w ciepłe kraje czy inne przyjemne miejsca nie ma mowy. Dla rozrywki i podtrzymania kondycji zostaje mi bieganie i jazda na rowerze.
Kiedy można się spodziewać, że Kamil Stoch zostanie magistrem Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie?
K.S.: Jak wszystko się szczęśliwie ułoży, to mam nadzieję, że po następnym sezonie. Został mi ostatni rok studiów, ale teraz już nie zdążę napisać i obronić pracy magisterskiej. Na przełomie maja i czerwca, czyli już za miesiąc, ruszamy z przygotowaniami.
Ale znalazł pan czas, by solidnie poświętować?
K.S.: Świętuję z najbliższymi w mojej rodzinnej miejscowi, czyli Zębie. Wielkanoc zawsze kojarzy mi się ze święconką, jedzeniem, ale i pewnym wyciszeniem się, modlitwą. Ja na szczęście nie muszę się ograniczać, jeśli chodzi o kulinarne specjały. Mój organizm jest już tak wytrenowany, że nawet w przerwie między sezonami udaje mi się trzymać wagę. Nie muszę później gwałtownie jej zbijać. Zawsze jem wszystko, na co mam ochotę, nie inaczej jest w święta, choć oczywiście żarłokiem nie jestem.
Święta sprzyjają refleksji, a wspomnienia z ostatniego sezonu są dla pana wyjątkowo miłe...
K.S.: Cieszę się, że w końcu udało mi się wygrać konkurs Pucharu Świata, a nawet trzy w krótkim czasie. To strasznie dodaje pewności siebie. Poza tym mogłem się przekonać, że praca na treningach daje efekty, że czynię postępy, że jestem coraz bliżej najlepszych. A teraz już wiem też, że mogę wygrywać.
Trzy kolejne zwycięstwa w następnym sezonie wziąłby pan w ciemno?
K.S.: Nie, ale wcale nie dlatego, że mam przerost ambicji i chciałbym więcej. Po prostu nie lubię robić podobnych planów. Nie chcę się za bardzo skupiać na wynikach, bo to nie pomaga. Mam nadzieję dobrze się przygotować do sezonu i cały czas cieszyć się skakaniem. A jeśli tak będzie, to wyniki powinny przyjść same...
Oswoił się pan już z myślą, że będzie liderem kadry? Po sukcesach w ostatnim sezonie oczekiwania wobec pana będą większe...
K.S.: Wygrywając trzy konkursy i kończąc sezon w czołowej dziesiątce Pucharu Świata sam niejako wysoko zawiesiłem sobie poprzeczkę. Na razie ciągle jestem zajęty, uczę się, załatwiam różne sprawy, więc nie miałem czasu, by dłużej o tym pomyśleć. Na pewno bez Adama Małysza nasza kadra i całe polskie skoki będą inne, ale mam nadzieję, że kibice dalej będą się mieli frajdę oglądając nas.
Małysz w czwartek ogłosił, że pojedzie w najbliższej edycji Rajdu Dakar. A pan ma jakieś ukrytą pasję, której chciałby się oddać po zakończeniu kariery?
K.S.: Mam nadzieję, że moja kariera na dobre się jeszcze nie zaczęła, więc na razie nie myślę, co mógłbym robić po jej zakończeniu. Ale moją wielką pasją są szybowce. Chciałbym umieć i móc samemu latać. Myślę o zrobieniu odpowiedniego kursu, choć na razie czas nie pozwala. Ale już kilka razy leciałem jako pasażer. Świetne uczucie. Jak widać Adam po zakończeniu kariery zszedł na ziemię, ale mnie wciąż ciągnie do latania...
Rozmawiał: Paweł Puchalski