By polski zawodnik mógł przez 2 godziny trenować na obiekcie w Wiśle jego klub musi zapłacić 20 złotych. W zajęciach musi brać udział minimum 5 skoczków.
Dla zawodników z klubów zagranicznych ceny są jeszcze wyższe. Koszt jednego treningu obcokrajowca to 55 złotych. Pół biedy, gdyby dało się maksymalnie wykorzystać wykupiony czas korzystania ze skoczni. Niestety, ponieważ od jesieni ubiegłego roku na Malince nie działa zbudowany niezgodnie z wszelkimi normami wyciąg, zawodnicy muszą dostawać się na wieżę piechotą bądź zostać wwiezieni tam samochodami terenowymi. To ogranicza liczbę skoków podczas jednego treningu z kilkunastu do maksymalnie kilku.
Niedogodności Odstraszają zastanawiające się dwa razy przed wydaniem każdej złotówki kluby. Obiekt świeci pustkami, z rzadka pojawiają się na nim tylko reprezentanci. Dla chłopców z Wisły Ustronianki wizyta na położonej w ich miejscowości skoczni to wielkie święto.
"Czasem bardziej kalkuluje się nam trenować w Austrii. Tam też trzeba zapłacić kilkanaście euro za trening, ale do dyspozycji jest kilka skoczni i lepsze warunki. Dodatkowo mieszkając we współpracującym z ośrodkami w Ramsau czy Villach hotelach można liczyć na zniżki w kosztach korzystania ze skoczni" - mówi pracujący z młodzieżą w Wiśle trener Jan Szturc.
Unieruchomiony na czas nieokreślony wyciąg oraz drożyzna sprawiły, że z wizyt na skoczni im. Adama Małysza zrezygnowały też ekipy zza granicy. W 2010 roku trenował tu między innymi słynny Austriak Thomas Morgenstern, przyjechali też Finowie. Z powodu zaniedbań i nieudolności zarządcy, teraz na malowniczym obiekcie nie mają czego szukać nawet turyści.