Organizatorzy zawodów są załamani. Prawdopodobnie z własnej kieszeni będą musieli dołożyć do organizacji. "Bilety sprzedają się bardzo słabo. Nie wiem co w takiej sytuacji zrobić, bo budżet imprezy może nam się nie zamknąć. Liczyliśmy na sprzedaż przynajmniej połowy tego, co rozeszło się w ubiegłym roku. Tymczasem na tą chwilę sprzedaliśmy zaledwie około 500 biletów" - powiedział wczoraj "Faktowi" prezes Śląsko-Beskidzkiego Związku Narciarskiego Andrzej Wąsowicz.
Drugim, oprócz braku na liście startowej Małysza, powodem słabej sprzedaży biletów jest drożyzna. By obejrzeć konkurs w Wiśle trzeba zapłacić 40 złotych za miejsce stojące lub 70 złotych za siedzące. Takie same ceny obowiązują w Szczyrku, gdzie zaplanowane są kolejne zawody. Tam też zainteresowanie wejściówkami jest niewielkie.
"Sprzedaż prowadzimy dopiero od kilku dni. Odebraliśmy dużo telefonów z prośbami o rezerwację. Ludzie przyjadą dopiero za jakiś czas, chcą odebrać bilety przed zawodami i obawiają się, że ich zabraknie. Liczymy, że w miarę zbliżania się imprezy, zainteresowanie będzie narastać" - powiedział "Faktowi Jacek Kufel z Informacji Turystycznej w Szczyrku. Być może organizatorom pomogą też uczestniczący w letniej Grand Prix Polacy. Jeśli pierwszy z konkursów wygrałby któryś z naszych reprezentantów, na kolejny na pewno przyjdzie więcej żadnych sukcesów fanów.