W sobotę Schlierenzauer prowadził po pierwszej serii po skoku na odległość 131,5 m. W drugiej, przy padającym śniegu, oddał skok krótszy o półtora metra, ale po lądowaniu przewrócił się. W efekcie tego skończył konkurs na jedenastym miejscu.
"Na szczęście nic poważnego się nie stało. Gregor jest poobijany, czuje ból w nadgarstku. W niedzielę rano podejmiemy decyzję o występie" - powiedział główny trener kadry austriackich skoczków Alexander Pointner.
Przez kilka minut po upadku aktualny mistrz świata nie podnosił się ze śniegu, a następnie wstał i cisnął ze złości nartą. Wydawało się, że wszystko jest w porządku, ale skoczek skarżył się na ból w klatce piersiowej i krwawił z jamy ustnej. Został przewieziony do szpitala w pobliskim Sturz, który opuścił po kilkugodzinnych badaniach.
"Trzeba przyznać, że to, co robili organizatorzy w sobotę, by konkurs się odbył, można nazwać szaleństwem. Obiektywnie patrząc konkurs nie powinien się odbyć ze względu na warunki pogodowe" - dodał trener.
Schlierenzauer po opuszczeniu szpitala był w dobrym nastroju.
"Przynajmniej mogę się uśmiechnąć. Dzięki Bogu nic złego się nie stało. Cieszę się, że mogłem opuścić szpital na własnych nogach" - powiedział 21-letni Schlierenzauer, który 9 grudnia w czeskim Harrachowie cieszył się z 36. zwycięstwa w PŚ. Na koncie ma m.in. jeden złoty i dwa brązowe medale olimpijskie.