Medalistka olimpijska i mistrzostw świata tak samo jak rok temu, do sezonu przygotowuje się w położonej na wysokości 1500 m stacji narciarskiej Snow Farm w pobliżu Quennstown. Przy okazji bierze udział w zawodach. Uważa, że starty to zawsze atrakcyjny przerywnik, a będąc tam, gdzie są one organizowane, żal byłoby nie skorzystać z takiej okazji. Musiałoby się ze mną dziać coś bardzo złego w czasie pobytu w Nowej Zelandii, bym nie wystartowała. Zawody mamy pod nosem, tym bardziej szkoda byłoby nie wystąpić - podkreśliła. Trener Aleksander Wierietielny dodał: Justyna wygrała bez problemów. Wprawdzie obsada biegu nie była mocna, ale start to zawsze start.

Reklama

Jak zaznaczył, aklimatyzacja po przebyciu 17 tys. kilometrów i skoku z lata do zimy, przeszła bardzo dobrze. Śpimy bez problemów, jedynie gdy chcemy pooglądać igrzyska w Londynie, to wstajemy o trzeciej lub czwartej rano. Trenujemy głównie na nartach. Trasy są tu wyśmienicie przygotowane. Na nich Justyna jeździ także od czasu do czasu na rowerze, co trzy lub cztery dni mamy również zajęcia na siłowni. Wszystko przebiega zgodnie z planem - poinformował szkoleniowiec.

Kowalczyk wystartuje jeszcze w sprincie na kilometr techniką dowolną oraz na pięć kilometrów łyżwą. Ponadto ma jeszcze w planach narciarski maraton Merino Muster (42 km), który rok temu wygrała, oraz zimowy triatlon składający się z biegu, jazdy na rowerze i biegu na nartach.