Zawodnik GKS Katowice został przewieziony na badania do szpitala. Rada drużyny i sztab trenerski katowiczan zadecydowali, że nie przystąpią do meczu.
Na lodowisku pojawili się tylko hokeiści JKH GKS i sędziowie.
"Sędziowie odczekali regulaminowe dwie minuty, a kiedy drużyna gości się nie pojawiła, odgwizdali koniec meczu. Delegat sporządzi raport z całej sytuacji, poprosimy też o wyjaśnienia gospodarzy, służbę ochrony, policję i ekipę gości. Na tej podstawie decyzję o rozstrzygnięciu meczu podejmie zarząd PHL" – tłumaczyła Komisarz Ligi Marta Zawadzka, cytowana w komunikacie spółki prowadzącej rozgrywki.
Zszokowany zdarzeniem był wiceprezes PZHL Robert Walczak.
"Jestem głęboko poruszony i zszokowany tym, co się stało przed meczem. To oczywiste, że dla tego typu zachowań nie ma miejsca w sporcie. Mam nadzieję, że poszkodowanemu zawodnikowi nic się nie stało, a winni nie unikną kary" – powiedział PAP Walczak.
Jastrzębski klub w wieczornym komunikacie poinformował, że do zajścia doszło poza terenem patrolowanym przez pracowników ochrony.
"W związku z incydentem z udziałem nieznanych sprawców i zawodnika GKS Katowice, który miał miejsce poza terenem lodowiska Jastor oraz poza terenem parkingu lodowiska, czyli obiektami chronionymi przez służby ochrony Jastrzębskiego Klubu Hokejowego GKS Jastrzębie, drużyna GKS Katowice odmówiła gry w piątkowym meczu i nie wyszła na taflę. Zakupione przez kibiców bilety zachowują ważność na kolejny mecz z Energą Toruń" – ogłosili gospodarze.