Czy pandemia bardzo komplikuje skoczkom przygotowania do sezonu?
Na szczęście na razie koronawirus zbytnio nie krzyżuje nam planów. Teraz mamy taki okres, w którym przewidziane ćwiczenia w zasadzie można wykonywać w domu. Zajęcia na skoczni zaplanowane mamy dopiero na maj, więc jest jeszcze trochę czasu. Oczywiście nie każdy zawodnik ma wszystkie sprzęty konieczne do trenowania, dlatego czekamy na otwarcie Centralnych Ośrodków Sportu. Tam siłownie są świetnie wyposażone i jeśli na raz mogłyby z niej korzystać po dwie osoby, czy nawet jedna, to wszystko byśmy dopasowali.
Od zakończenia sezonu 2019/20 minęło trochę czasu. Jak pan go ocenia tak już na spokojnie?
Mieszane mam uczucia. Nasi zawodnicy wygrali Turniej Czterech Skoczni, cykl Raw Air, ale ich forma nie była do końca stabilna, wahała się. Dla Dawida Kubackiego, Kamila Stocha i Piotra Żyły to generalnie był udany sezon, ale o pozostałych nie można tego powiedzieć.
Z czego był pan najbardziej zadowolony w poprzednim sezonie?
Na pewno ze zwycięstwa Dawida Kubackiego w Turnieju Czterech Skoczni. To było spore zaskoczenie, bo przecież mało kto wtedy na niego stawiał. To, że pojedyncze skoki potrafił oddawać na wysokim poziomie było już wiadomo, ale wtedy rozkręcał się z konkursu na konkurs. Zadziwił mnie sposobem, w jaki walczył i potwierdził, że zalicza się do bardzo wąskiego grona świetnych zawodników. Doskonale znosił stres i rosnącą presję.
Po tym, jak pierwszym trenerem został Czech Michal Dolezal, zapowiadano większą współpracę kadr A i B. Udało się to zrealizować?
Chyba pierwszy raz tak często zmienialiśmy skład na zawody Pucharu Świata i to na pewno trzeba uznać za pozytyw. Szkoda tylko, że chłopaki z zaplecza nie potrafili do końca tego wykorzystać, przenieść formy z Pucharu Kontynentalnego. Pierwsze koty za płoty. Mam nadzieję, że w następnym sezonie będzie to jeszcze lepiej funkcjonowało.
Słabo natomiast prezentowali się juniorzy...
To prawda. Sytuacja jest ciężka, tak źle nie było już dawno. Dopiero dziewiąte miejsce w drużynowym konkursie w mistrzostwach świata jest wynikiem po prostu słabym. Chyba nawet nie przypuszczaliśmy, że mogą wypaść tak kiepsko. Indywidualnie poza dziewiątą pozycją Tomasza Pilcha też niczego dobrego nie można powiedzieć, a i jego na pewno stać na dużo więcej. Rozmyślamy jak to wszystko poprawić.
Są jakieś kwestie organizacyjne, które chciałby pan usprawnić w najbliższym czasie?
Teraz rzeczywiście jest okres ustalania spraw kadrowych, sprzętowych, systemowych. Z powodu pandemii mamy to trochę utrudnione, bo nie możemy się spotykać, gdzieś pojechać i załatwiać pewnych spraw. Staramy się jednak jakoś sobie z tym wszystkim poradzić. Nie są to jednak jakieś wyjątkowe kwestie, a raczej typowe dla tego momentu w kalendarzu.
Trenerem kombinatorów norweskich nie będzie już Tomasz Pochwała. Może pan coś powiedzieć o jego następcy?
Zarząd Polskiego Związku Narciarskiego nie był zadowolony z wyników dwuboistów i stąd decyzja o nie przedłużaniu umowy z Tomaszem Pochwałą. Dostałem zadanie znalezienia nowego szkoleniowca. Trwają rozmowy, ale na razie nic więcej w tym temacie nie mogę zdradzić.
A czy w sztabie szkoleniowym skoczków narciarskich możliwe są jakieś zmiany?
Raczej nie, jednak nie mogę niczego przesądzić. Prawda jest taka, że pandemia spowodowała pewien kryzys. Trudno w tym momencie przewidzieć, czy budżet PZN nie ucierpi w jego wyniku, czy finanse związku pozwolą na utrzymanie sztabu w takim kształcie. Na ten moment żadne negatywne sygnały o cięciach do mnie nie dotarły.
Do igrzysk olimpijskich w Pekinie pozostały już niespełna dwa lata. Ten temat przewija się już w sztabie?
W zasadzie to jeszcze o tym nie myślimy. Koncentrujemy się przede wszystkim na najbliższym sezonie. Oczywiście są pewne plany długoterminowe, w których igrzyska są uwzględniane. Dwa lata szybko miną i o sprawach organizacyjnych trzeba myśleć. Nasz konsultant naukowy doktor Harald Pernitsch też rozmyśla już nad kwestiami treningowymi w olimpijskiej perspektywie. Natomiast wszelkie konkretne wysiłki skupiamy na tym, co nas czeka w najbliższym czasie.