Spotkanie rozgrywane było na korcie numer dwa, czwartym co do wielkości w całym kompleksie. Trwało godzinę i 26 minut, a tenisistki rywalizowały w słońcu, przy temperaturze powietrza około 26 stopni Celsjusza. Był to ich pierwszy pojedynek, choć między nimi jest różnica zaledwie roku.
Początek meczu był dość nerwowy, co doprowadziło do podwójnych obustronnych przełamań na otwarcie i bardzo wyrównanych gemów. Lepiej z presją poradziła sobie 21-letnia krakowianka, która dwa razy straciła swój serwis, a sama zdobyła trzy "breaki".
W miarę upływu czasu Radwańska nabierała rozpędu i coraz częściej przejmowała inicjatywę w wymianach z głębi kortu. Opanowanie i rosnąca z każdą piłką pewność gry pozwoliły jej rozstrzygnąć losy pierwszej partii wynikiem 6:3, po 45 minutach.
Również drugi set, trwający o cztery minuty krócej, obfitował w długie wymiany z linii głównej. W nim obie zawodniczki lepiej radziły sobie już z emocjami i serwisem. Już w trzecim gemie Polka objęła prowadzenie dzięki przełamaniu podania rywalki i wydawało się, że tę przewagę utrzyma do końca.
Dzięki niej prowadziła już 3:1 i 4:2. Jednak nagły zryw Martic i moment dekoncentracji krakowianki sprawiły, że gra się znów wyrównała, a na tablicy pojawił się wynik 4:4. W tym momencie jednak Radwańska przyspieszyła tempo wymian i doprowadziła do kolejnego "breaka", po czym wykorzystała pierwszego meczbola przy własnym serwisie.
Kluczem do sukcesu Polki była precyzyjna gra i unikanie nadmiernego ryzyka. Popełniła 17 niewymuszonych błędów, o 20 mniej od rywalki, która za to uzyskała przewagę w wygrywających uderzeniach 30-14. Martic zajmuje 140. miejsce w rankingu WTA Tour, a do turnieju głównego przebiła się przez trzy rundy eliminacji.
"Jest wyraźny progres, a Isia łapie powoli właściwy rytm gry, co jest zawsze trudne zaraz po kontuzji. Na szczęście też szybko zapomniała o poprzednim meczu" - podsumował występ córki trener Robert Radwański.
W pierwszej rundzie w ponad dwuipółgodzinnym maratonie Polkaz trudem uporała się z 40-letnią weteranką światowych kortów Japonką Kimiko Date-Krumm. Nie spisywała się tego dnia najlepiej, a pomogła jej w znacznym stopniu duża liczba niewymuszonych błędów rywalki.
21-letnia krakowianka wróciła w Melbourne do gry po ponad trzymiesięcznej przerwie spowodowanej przeciążeniowym pęknięciem dużego palca lewej stopy. W listopadze przeszła operację kontuzjowanej nogi, a już w grudniu wznowiła treningi, choć początkowo mówiło się, że na Australian Open nie wyzdrowieje.
"Jeszcze na początku grudnia chodziła o kulach, a teraz gra. To wszystko zasługa doktora Mariusza Bonczara, który już po raz drugi ją operował z fantastycznym skutkiem (rok wcześniej prawą dłoń - przyp. PAP). To świetny fachowiec. Poza tym zaskakująco dobrze przebiegła rehabilitacja. Skoro noga nie boli, a Isia w ostatnich tygodniach mogła już normalnie trenować, grzechem byłoby odpuszczenie pierwszego turnieju Wielkiego Szlema w sezonie" - tłumaczy Radwański.
W trzeciej rundzie Radwańska, sklasyfikowana na 14. miejscu na swiecie trafi na Rumunkę Simonę Halep (nr 77.), z którą jeszcze nigdy nie grała. Przed rokiem Polka zakończyła tu występ właśnie w tej fazie. Choć najbardziej odpowiada jej trawiasta nawierzchnia, to w 2008 roku w Australian Open osiągnęła pierwszy, ze swoich trzech dotychczasowych, ćwierćfinałów wielkoszlemowych.
W tym roku w Melbourne Radwańska startuje także w deblu, razem z Yung-Jan Chan z Tajwanu. Para rozstawiona z numerem ósmym jest już w drugiej rundzie, w której w piątek spotka się ze Szwedkami Sofią Arvidsson i Johanną Larsson.