Jeszcze w weekend nazwisko Urszuli Radwańskiej, na podstawie zamrożonego rankingu na pozycji 76. (sprzed ubiegłorocznej kontuzji kręgosłupa), widniało na liście uczestniczek trwającego obecnie turnieju WTA w Pattai (z pulą nagród 220 tys. dol.). Dopiero tuż przed losowaniem miejsce Polki, obecnie 202. na świecie, zajęła inna zawodniczka.
"Możemy jeszcze w trzech turniejach skorzystać z wysokiego rankingu sprzed kontuzji. Jedną z tych okazji miała być właśnie Pattaya, ale zmieniliśmy plany, bo Ula wciąż ma kłopoty z kręgosłupem (stan zapalny jednego z kręgów - przyp. PAP). Dzięki temu zyskała jeszcze kilka dni na powrót do zdrowia. Wszyscy teraz lecimy do Dubaju, gdzie Ula już w weekend będzie walczyć w eliminacjach, a Isia od razu w turnieju głównym. Podobnie będzie tydzień później w Dausze" - wyjaśnił PAP ojciec i trener tenisistek Robert Radwański.
"W Australii Ulę dość mocno bolał jeden z kręgów. Od powrotu z Melbourne wciąż trenuje w specjalnym pasie chroniącym kręgosłup i chodzi na rehabilitację. Zobaczymy jak to będzie, ale jestem dobrej myśli. Już tak jakoś nam się ułożyło, że się wymieniamy operacjami, bo kontuzje przytrafiają nam się na przemian. Jak ja wyleczyłam dłoń, to ona miała pęknięty krąg. Jak wróciła do gry, to znów ja miałam problemy ze stopą. Mam nadzieję, że limit chorób i urazów wyczerpałyśmy i to na dłużej" - powiedziała PAP Agnieszka Radwańska.
Starsza z krakowskich sióstr na początku października zrezygnowała z dalszych startów w wyniku przeciążeniowego pęknięcia dużego palca lewej stopy. W listopadzie przeszła operację i po intensywnej rehabilitacji wróciła na korty w połowie stycznia. W pierwszym starcie po przerwie dotarła do czwartego w karierze ćwierćfinału w Wielkim Szlemie - w Australian Open.
"Trochę nieoczekiwany sukces, bo po kontuzji uważałam, że będę szczęśliwa, jak w Melbourne uda mi się przejść najwyżej rundę czy dwie. A tutaj wygrałam pewnie dwa mecze, no i jeszcze dwa właściwie już przegrane, ale zachowałam spokój i odwróciłam ich losy. Widać gra bez presji i nadmiernych oczekiwań mi odpowiada. Być może częściej powinnam przechodzić operacje przed ważnymi turniejami? No nie, może jednak nie żartujmy na temat zdrowia. Zaczynamy je doceniać dopiero, gdy coś się dzieje niedobrego" - stwierdziła Radwańska.
Niespełna 24 godziny po powrocie z Australii tenisistka ruszyła do izraelskiego Eljatu. Tam zastąpiła kontuzjowaną Urszulę w reprezentacji Polski w rozgrywkach o Fed Cup w Grupie I Strefy Euroafrykańskiej. W pierwszej fazie wygrała trzy pojedynki singlowe i jeden deblowy, a jedyną porażkę doznała w meczu play off z Białorusinką Wiktorią Azarenką.
"Na poprzedni tydzień planowałam odpoczynek i treningi w Krakowie, ale wypadło mi to zastępstwo. W sumie nie żałuję, bo zagrałam w Izraelu kilka dobrych meczów, no i pokonałam Shahar Peer, której gra mi nie leży. Zanim tam ruszyłam, tata zaciągnął mnie jeszcze na trening, i to zaledwie na kilka godzin przed odlotem. Ale w sumie to dobrze, bo od porażki w ćwierćfinale Australian Open nie miałam rakiety ręku i czułam już głód tenisa" - powiedziała PAP krakowianka, która w tym roku ma bilans meczów w singlu 7-2, a w deblu 3-1.
"Na razie, właściwie po każdym meczu, stopa mi puchnie, ale z dnia na dzień coraz mniej. Tak jeszcze będzie przez jakiś czas, bo to normalne po operacji, szczególnie przy zwiększonym wysiłku. Na szczęście ten tydzień mam nieco luźniejszy i noga odpocznie choć trochę. Przed rokiem byłam w Dubaju w półfinale, więc tym razem będę bronić aż 450 punktów. Dlatego to będzie dość ważny turniej dla mnie" - dodała dziesiąta obecnie tenisistka w rankingu WTA Tour.