Pierwsze piłki w meczu były bardzo wyrównane, a Polka wyczuwała możliwości rywalki w długich wymianach z głębi kortu. Najsilniejszą bronią Mayr-Achleitner były topspinowe uderzenia z forhendu i oburęcznego bekhendu, jednak były skuteczne przy długich jednostajnych akcjach.
Dlatego Radwańska szybko zaczęła szarpać tempo wymian i grać zabójcze dropszoty, a co jakiś czas sama wybierała się do siatki zdobywając punkty wolejem, albo smeczem. Przy jej atakach przeciwniczka była chwilami wręcz bezradna i pozwalała się całkowicie spychać do głębokiej defensywy.
Ta taktyka pozwoliła Polce przełamać serwis rywalki już w drugim gemie, a po chwili odskoczyć na 3:0. Przy stanie 4:1 ponownie zdobyła "breaka", a zakończyła trwającą zaledwie 22 minuty partię przy własnym serwisie, wykorzystując pierwszego setbola.
Dalej obraz gry nie uległ zmianie, a Polka cały czas kontrolowała sytuację zmuszając rywalkę do biegania mocnymi plasowanymi uderzeniami kierowanymi w narożniki, albo skutecznymi skrótami, po których piłka odbijała się słabym kozłem tuż za siatką.
Austriaczka wyraźnie nie potrafiła znaleźć sposobu na konsekwentne zrywanie gry przez Radwańską, która od stanu 1:1 w drugim secie dwukrotnie z rzędu zdołała przełamać jej serwis - w trzecim i piątym gemie.
Ta przewaga pozwoliła jej odskoczyć na 5:1, ale zakończyła trwające 60 minut spotkanie dopiero przy własnym podaniu, gdy wykorzystała pierwszego meczbola. Było to ich drugie spotkanie i drugi raz lepsza okazała się krakowianka, która wygrała 6:2, 6:2 w pierwszej rundzie wielkoszlemowego US Open we wrześniu 2009 roku.
W poniedziałek Radwańska odnotowała cztery asy i jeden podwójny błąd serwisowy, ale skuteczność jej pierwszego podania wyniosła tylko 51 procent. Zepsuła dziewięć piłek, przy 17 po stronie rywalki. Osiągnęła zdecydowaną przewagę w wgrywających uderzeniach. Pierwsze zwycięstwo w turnieju dało jej 25 tysięcy euro premii.
"Co mogę powiedzieć? Tata się cieszy, bardzo dobry mecz, a co najważniejsze krótki, właściwie po prostu dobry godzinny trening. Jeśli tak dalej będzie szło, to będzie ok. Jestem optymistą, choć Agnieszka jest trochę zabandażowana i oklajstrowana, bo wczoraj na treningu miała problemy z mięśniem dwugłowym lewego uda. Cały czas bolą ją plecy, tym bardziej dobrze, że dziś było tak krótko" - powiedział ojciec i trener tenisistki Robert Radwański.
"Jednak nie ma co narzekać w zawodowym sporcie zawsze coś boli, to nic dziwnego, to nie jest też żadna nasza gierka w pokazywaniu słabości, żeby zmylić rywalki. Kręgosłup Agnieszki wciąż szwankuje, odkąd gra na kortach ziemnych, ale najważniejsze, że mamy kręgosłup moralny i ten wciąż jest silny" - dodał Robert Radwański.
Kolejną rywalką Polki będzie w środę Sania Mirza z Indii, która w poniedziałek wygrała z Niemką Kristiną Barrois 6:3, 6:3. Jeszcze nie spotkały się ze sobą na korcie w singlu, choć kilka razy grały przeciwko sobie w deblu.
"Mirza to zawodniczka grająca tenis +bum bum+. Będą więc krótsze wymiany i dużo strzałów. Na pewno nie jest to zbyt wygodna rywalka, ale przy takim stylu gry wiele zależy od dnia, czy się uda trafiać, czy nie. Jeśli będzie miała dobry dzień, to może być ciężki mecz, wtedy niestety kręgosłup się może odezwać mocniej. Dzisiaj nie było smeczy z bekhendu, skrętów ciała i innych ekstremalnych ruchów, rwań gry, no i wymiany były krótkie. W drugiej rundzie już tak łatwo nie będzie" - powiedział Radwański.
"Chcielibyśmy mieć takie kontrakty jak Mirza, za którą stoi półtora miliarda ludzi. To ogromny rynek i ona się tam dobrze sprzedaje. My ze swoimi 40 milionami Polaków plus trochę emigracji jesteśmy trochę mali przy niej. Mimo to Agnieszka jest chyba faworytką meczu" - dodał.