Skrzypczyński podczas wtorkowego spotkania z dziennikarzami w Warszawie cytował projekt protokołu z posiedzenia Komisji Rewizyjnej PZT z 15 listopada ubiegłego roku oraz odwoływał się do treści niezależnych audytów. Jego zdaniem dochodziło m.in. do przekłamań w dokumentach.
"Na trzy tygodnie zniknął Dziennik Uchwał. Co się z nim działo w tym czasie? Nikt nie wie. Nieprawidłowości wciąż powstają, a sytuacja ma charakter patologiczny" - zaznaczył prezes Lubuskiego Związku Tenisowego, który będzie startował w majowych wyborach.
Jak zaznaczył, PZT nie ma aktualnego KRS-u, przez co formalnie w ogóle nie może ubiegać się o dotacje.
"Sąd Rejonowy odmawia nam zmiany, przypominając, że najpierw musimy zmienić statut. Stanie się to 20 maja podczas Walnego Sprawozdawczo-Wyborczego Zgromadzenia Delegatów PZT. Moglibyśmy zwołać nadzwyczajny zjazd wcześniej, ale to koszt ok. 120 tysięcy złotych i postanowiliśmy poczekać do maja. Tylko pan Skrzypczyński twierdzi, że to ma wpływ na dotacje. Osoby, które od wielu lat pracują w PZT wiedzą, że pieniędzy przyznanych przez ministerstwo sportu i tak nigdy nie było przed kwietniem czy majem. Jesteśmy w kontakcie z resortem. Na razie wyznaczył on tylko pulę pieniędzy, a obecnie trwają między nami negocjacje co do szczegółów ich wydatkowania" - powiedział PAP rzecznik prasowy PZT Witold Pasek.
Wiele uwag wyliczonych przez Skrzypczyńskiego dotyczyło Tenis Polski sp. z o.o. i jego byłego prezesa Marcina Śmigielskiego. Wedle protokołu KR struktura PZT zatwierdzona przez zarząd w marcu ubiegłego roku nie przewidywała funkcji dyrektora operacyjnego, a takim tytułem posługiwał się Śmigielski (w umowach pracowników PZT zaś brak informacji o obowiązkach pracowników i ich odpowiedzialności). Nie doprecyzowano również w umowie zakresu zadań spółki wobec PZT, co uniemożliwiło weryfikację zasadności i gospodarności wydatków oraz faktycznego wykonania umowy.
Szef LZT wspomniał o dużych sumach, które trafiały na konto spółki zarówno od sponsorów, jak i ze związku oraz o późniejszych przelewach na rzecz PZT, które budzą wątpliwości.
"Łącznie na konto Tenis Polski sp. z o.o. wpłynęło ponad milion złotych. W marcu ubiegłego roku spółka przekazała ponad 190 tys. zł związkowi, ale - jak stwierdził później audytor - trudno ustalić, skąd ta faktura i skąd taka kwota" - zastrzegł.
Jak dodał, niejasności są związane także z uchwałą dotyczącą wynagrodzenia Śmigielskiego. Miała ona zapaść w kwietniu ubiegłego roku, a jego zdaniem powstały aż cztery wersje protokołu z tego posiedzenia zarządu, które są zgodne co do daty, a różnią się treścią, składem członków zarządu i nazwiskiem protokolanta.
"Wiem tylko o jednej wersji protokołu i nią się posługujemy" - argumentował rzecznik PZT.
Zapewnił też, że w siedzibie związku są raporty ze wszystkich przeprowadzonych audytów i faktury o dużej wartości.
Skrzypczyński przywołał również kwestię obniżenia wartości faktury między Tenisem Polskim a PZT o 95 procent wartości dotyczące wykorzystania znaku federacji. Jego zdaniem miało to związek z faktem, iż spółka była winna PZT pieniądze.
"Na początku 2016 roku wyceniliśmy wstępnie wartość znaku. Później okazało się, że Jerzy Janowicz nie zagrał w meczu Pucharu Davisa z Niemcami, a Agnieszka Radwańska w spotkaniu Pucharu Federacji z Tajwanem. Sponsorzy mogli protestować co do wartości reklamowej. Obniżyliśmy wartość faktury, bo relacje między podmiotami powiązanymi są najbardziej obserwowane, a nie chcieliśmy być oskarżani o wystawianie tzw. pustych faktur" - bronił się Pasek.
Skrzypczyński zapowiedział we wtorek rezygnację z funkcji członka zarządu PZT. W staraniach o fotel prezesa popierają go m.in. były członek zarządu PZT i szef Śląskiego Związku Tenisowego Dariusz Łukaszewski oraz Robert Radwański, ojciec i były trener Agnieszki i Urszuli Radwańskich. Ten ostatni odniósł się do spraw związanych z Tenis Polski sp. z o.o.
"Wyprowadzanie ze spółek państwowych przy instytucji państwowej pieniędzy na zewnątrz ze szkodą dla związku to nie jest nowa sprawa w naszym kraju. Pieniądze w sporcie są, trzeba je tylko odpowiednio wykorzystać i kontrolować. Przez parę lat byłem trochę z boku, ale teraz po tym co zobaczyłem kropla goryczy się przelała. Ta patologia nie może dłużej trwać" - zaznaczył ojciec krakowianek.
Zapewnił, że dopóki jego córki grają zawodowo, to nie będzie się bezpośrednio angażował, ale postanowił wspomóc Skrzypczyńskiego. Zdaniem Radwańskiego recepta na poprawę sytuacji w tenisowej federacji jest prosta.
"Wystarczy nie kraść i będzie dobrze" - podsumował.
Skrzypczyński zapowiedział, że po środowym spotkaniu z działaczami wojewódzkich związków zaprezentuje program wyborczy.
"A pojutrze zbieramy pieniądze tak, by tuż po wyborach już mieć perspektywę sięgnięcia po te środki, które pozwolą przetrwać PZT przynamniej do końca roku" - powiedział PAP.
Na konferencji zaznaczył, że trudno ocenić, ile pieniędzy ma obecnie do dyspozycji PZT, ale z jego wiedzy wynika, że może to być ok. 500 tysięcy zł.
"Przy czym nieopłaconych faktur jest ok. 300 tys., a koszt utrzymania biura to ok. 150 tys. W kwietniu pracownicy PZT mogą więc nie otrzymać wynagrodzeń" - przestrzegł.