Obaj zawodnicy mieli w nogach mecze-maratony w półfinale. Anderson po ponad sześciu i pół godzinie walki pokonał w piątek Amerykanina Johna Isnera 7:6 (8-6), 6:7 (5-7), 6:7 (9-11), 6:4, 26:24. To drugi pod względem długości mecz w historii tego turnieju. Djokovic potrzebował zaś "tylko" pięciu godzin i 14 minut, by uporać się z Hiszpanem Rafaelem Nadalem. Bardziej zmęczony mógł się jednak czuć Serb, którego spotkanie dokończone zostało dopiero w sobotę.

Reklama

Nie widać tego jednak było w dwóch pierwszych setach. Zawodnik z Belgradu, który po raz 21. wystąpił w wielkoszlemowym finale, w tym czasie oddał słynącemu z potężnego i skutecznego serwisu rywalowi tylko po dwa gemy. Sam tylko raz w tym czasie - przy stanie 5:2 w drugiej odsłonie - musiał bronić się przed przełamaniem.

Później Djokovic nieco osłabł i zaczął popełniać proste błędy, po których denerwował się sam na siebie. Tenisista z RPA miał sześć szans na "breaka", z czego pięć było jednocześnie piłkami setowymi. W trudnych chwilach były lider światowej listy był jednak w stanie pomóc sobie skutecznym podaniem. W tie-breaku już dominował. Po dwóch godzinach i 19 minutach gry wykorzystał drugiego meczbola.

Po ostatniej akcji spotkania na początku zawodnik z Belgradu nie wykazywał zbytnio emocji, a na jego twarzy bardziej widoczna była ulga. Później jednak stanął szeroko na nogach, rozpostarł ramiona i wydał z siebie okrzyk. Wskazał palcem w niebo, powiedział coś, a następnie ucałował kort i ...zjadł nieco trawy.

Anderson miał w tym meczu 10 asów, a Serb sześć. Pierwszy zanotował 32 niewymuszone błędy, drugi - 13.

Reklama

W przeszłości zmierzyli się sześciokrotnie. Pięć z tych meczów wygrał zawodnik z Belgradu, w tym oba wcześniejsze spotkania w Londynie - siedem lat temu w drugiej rundzie i w 1/8 finału w 2015 roku.

Obecność Djokovica w decydującym meczu turnieju tej rangi przez wiele lat była normą. Ostatnie półtora roku przyniosło jednak jemu i jego kibicom rozczarowanie. Wiele do życzenia pozostawiała jego forma, a po porażce w ćwierćfinale poprzedniej edycji Wimbledonu zakończył przedwcześnie sezon z powodu kłopotów z łokciem. Powrót także nie był łatwy, ale w maju zaczął błyszczeć jak w przeszłości.

Poprzedni tytuł wielkoszlemowy wywalczył dwa lata temu we French Open. W Londynie świętował wcześniej sukces trzykrotnie - w latach 2011 i 2014-15. Poprzednio w finale zawodów tej rangi wystąpił 22 miesiące temu. W decydującym meczu US Open 2016 musiał uznać wówczas wyższość Szwajcara Stana Wawrinki.

Anderson dopiero po raz drugi zaprezentował się w finale Wielkiego Szlema. W zeszłym sezonie w Nowym Jorku przegrał z Hiszpanem Rafaelem Nadalem.

W Wimbledonie jego najlepszym dotychczas wynikiem była 1/8 finału. Poprzednim jego rodakiem, który awansował do finału tego turnieju był w 1921 roku Brian Norton.

Zawodnik z RPA zwrócił na siebie uwagę w ćwierćfinale, gdy wyeliminował rozstawionego z "jedynką" ośmiokrotnego zwycięzcę londyńskiej imprezy Szwajcara Rogera Federera.

Dzięki niedzielnemu zwycięstwu Djokovic przesunie się z 21. na 10. miejsce w rankingu ATP. Anderson awansuje zaś o trzy lokaty i będzie piąty. Nigdy wcześniej nie był sklasyfikowany tak wysoko.

Wynik finału gry pojedynczej mężczyzn:
Novak Djokovic (Serbia, 12) - Kevin Anderson (RPA, 8) 6:2, 6:2, 7:6 (7-3)