Świątek w drodze do decydującego meczu w grze pojedynczej nie straciła seta, rywalkom oddała łącznie tylko 23 gemy, a zajęło jej to siedem godzin. Piątkowy półfinał trwał dwie i pół godziny.

"Czy straciłam dziś dużo sił, to będę mogła ocenić jutro. Ale to prawda, że był to mój najdłuższy mecz tutaj i był bardzo wymagający. Myślę, że wszystko będzie zależało od regeneracji, jaką teraz będę miała. Nie wydaje mi się, żeby to miało jakiś wpływ na jutrzejszy finał" - zaznaczyła podczas konferencji prasowej 19-letnia Polka.

Reklama

Występy w singlu w tym roku łączyła z deblem, w którym grała z Nicole Melichar. Z doświadczoną Amerykanką dotarły aż do półfinału, którym przegrały z rozstawionymi z "14" Chilijką Aleksą Guarachi i Desirae Krawczyk z USA 6:7 (5-7), 6:1, 4:6. Podczas spotkania zawodniczka z Raszyna denerwowała się własnymi błędami. Jeden z dziennikarzy spytał ją, czy nie obawia się, że ciężko jej będzie wymazać z głowy tę porażkę przed sobotnim meczem o tytuł w singlu.

"Nie sądzę, by to było trudne, bo debel to całkiem inna historia. To właściwie jakby inny turniej. Jestem nieco bardziej sfrustrowana podczas gry w debla, bo czuję, że gram nie tylko dla siebie, ale i dla mojej partnerki. To nowa, dodatkowa presja dla mnie, nie jestem do tego przyzwyczajona. Czasem nie byłam dziś zadowolona ze swojej gry. To nie tak, że całe to długie spotkanie zagrałam źle, ale mam poczucie, że nie wykorzystałam wszystkich okazji, które miałam. To był główny powód tego, że byłam nieco sfrustrowana. Ale na singla będę ok, bo - jak mówiłam - to inna historia" - zapewniła.

Reklama

Według Świątek rozegranie spotkania o stawkę dzień przed decydującym meczem w singlu może jej wręcz pomóc.

"Powtarzałam od początku, że debel naprawdę pomaga mi pozostać w rytmie. Codziennie muszę wstać i mam przed sobą mecz do zagrania. Na jutrzejszego singla więc będę ok, bo przygotowuję się tu codziennie do tego, by grać swój najlepszy tenis. Nie mam dni wolnych, więc wciąż jestem w rytmie. Myślę, że sobotni pojedynek może być długi, więc to dobrze, że dziś pograłam trochę akcji pod presją" - zwróciła uwagę.

Podopieczna trenera Piotra Sierzputowskiego podkreśliła, że w trakcie turnieju nie brała pod uwagę, by wycofać się z deblowej rywalizacji.

"Dziś podczas meczu może powinnam, ale zastanawiałam się, jaki to będzie miało wpływ na mojego singla. Uznałam, że jak zrobię dobrą regenerację, to niewielki, więc po prostu walczyłyśmy do końca" - podsumowała.

Z rozstawioną z "czwórką" Sofią Kenin zmierzy się po raz pierwszy w karierze seniorskiej. Ze starszą o dwa lata Amerykanką grała już jednak jako juniorka. Trafiły na siebie cztery lata temu w trzeciej rundzie...French Open.

Reklama

"Pamiętam, że wygrałam i że przed meczem w ogóle nie sprawdzałam drabinki. Właściwie nie obchodziło mnie, z kim zagram. To był mój pierwszy Wielki Szlem, więc podeszłam do tego meczu bez presji, cieszyłam się chwilą i grałam bardzo dobrze. Nie wiedziałam więc początkowo, że Sofia była już wówczas wysoko na liście WTA i dostała się do turnieju z rankingu seniorskiego. Nie pamiętam zbyt wiele z tamtego meczu, bo to było cztery lata temu. Dlatego jutrzejszy to będzie zupełnie inna historia" - podkreśliła Świątek.

Ma ona za sobą kilka treningów z triumfatorką tegorocznego Australian Open, która urodziła się w Moskwie.

"Ale to było jakiś czas temu, bodajże na +mączce+. Myślę, że to będzie miało niewielki wpływ jutro, bo mimo wszystko z treningu mało chyba można wyciągnąć takich taktycznych rzeczy. Wiem, że Kenin jest bardzo solidną zawodniczką, ma bardzo duży wachlarz umiejętności. Jest doświadczona, bo wygrała Wielkiego Szlema. Jest więc faworytką jutrzejszego meczu, a ja podejdę do niego bez presji" - zapewniła.

Nastolatka przyznała, że nie może się już doczekać sobotniego występu - jej pierwszego wielkoszlemowego finału w karierze - i to z dwóch powodów.

"Mam wrażenie, że ten turniej już tak długo trwa. Pierwszy raz dotarłam do tego etapu, że rozgrywam turniej przez dwa tygodnie. Mam takie poczucie, że mógłby się już powoli kończyć, bo wstawanie codziennie i ciężka praca...to jest wymagające. Więc po pierwsze, nie mogę się doczekać finału, bo uważam, że to będzie bardzo dobry mecz i kolejne wyzwanie dla mnie. A po drugie, nie mogę się doczekać aż...będę mogła odpocząć" - wyjaśniła z uśmiechem tenisistka z Raszyna.

Po zwycięstwie w półfinale singla żartobliwie powiedziała, że ma nadzieję, iż jej kot oglądał ten występ.

"Wciąż się nie dowiedziałam, czy tak było, bo moja rozmowa z tatą trwała trzy minuty. On też jest rozchwytywany i zmęczony chaosem, więc dowiem się po turnieju" - zaznaczyła.

Na jednej z wcześniejszych konferencji Świątek stwierdziła, że gdyby dotarła do finału zmagań na kortach im. Rolanda Garrosa w poprzednim sezonie, w debiucie, to nie byłaby na to gotowa. Oceniła, że teraz już jest.

"Ale mam też poczucie, że nie muszę wygrać. Dość dobrze odbieram oba możliwe scenariusze. Oczywiście, byłabym smutna w przypadku porażki, bo byłoby tak blisko. Mam zamiar skupić się i podejść do tego jak do kolejnego meczu. Mam poczucie, że to nie na mnie spoczywa presja. Teraz po prostu cieszę się tym, że mam świetną serię w singlu. Jeśli wygram, to będzie to szalone i ogromnie przytłaczające dla mnie. Ale tak jak powiedziałam wczoraj, nawet jeśli wokół mnie jest chaos, to kiedy wychodzę na kort, to mój umysł jest naprawdę jasny. Potrafię się skoncentrować na grze i powrocie do podstaw. Będę się więc miała dobrze, niezależnie od wszystkiego" - podsumowała 19-latka, która ma szansę zostać pierwszą osobą z Polski z tytułem wielkoszlemowym w singlu.

Większość z imprez tej rangi w ostatnich dwóch latach wygrywały młode tenisistki. Świątek przyznała, że pokazało jej to, iż nie trzeba mieć ogromnego doświadczenia, by odnieść taki sukces.

"Ale też wiem, że we wszystkich tych finałach doszło do pojedynków młodych dziewczyn z doświadczonymi tenisistkami. Wówczas te pierwsze były +underdogami+. Ja zagram teraz z Sofią. Ona ma 21 lat? 22? Mam poczucie, że obie zagramy bez presji i zamierzamy po prostu pokazać nasz najlepszy tenis" - zaznaczyła.